28 września 2023

Stephane Humbert Lucas Crying of Evil

Stephane Humbert Lucas Crying of Evil

Olibanum, czyli kadzidło frankońskie jest główną nutą tych perfum

(ze względu na opisanie większości premier mainstreamu pozwalam sobie na wątek autopromocyjny i opisanie drugiego zapachu francuskiej marki SHL, która właśnie zadebiutowała w Impressium)

Stephane Humbert Lucas Crying of Evil to zapach bez dwóch zdań dymny, żywiczny, z elementami drewnianymi. Należy jednak do kadzideł gorejących wzorem Tom Ford Sahara Noir, Rouge Bunny Rouge Embers czy MDCI Cuir Garamante. Nie ma zaś tonów posadzkowo-kamiennych, które dominowały w CdG Avignon czy Heeley Cardinal. Takie zagranie tą ingrediencją sprawia, że kompozycja utrzymuje przez cały czas wysoką temperaturę. Kto lubi aromat żarzącego się drewna, może być nią oczarowany.

Bardzo dużo jest tu przypraw, które prezentowane są w kręcącej, świeżo-ostrej formie. Przesunięte są jednak w stronę korzennych, niezielonych elementów. Czuć pewną gorycz goździka, jest charakterystyczna woń muszkatu, a całość nieco rozmiękczono wanilią. Wzorem tonów żywicznych, również przyprawy są w Crying of Evil podgrzane, nieco nawet dymiące.

Trzecim z równie ciepłych elementów są kwiaty. Deklarowane w spisie nut są: róża, tuberoza i fiołek. Na pewno trudno powiedzieć wprost, że kompozycja jest kwiatowa, lecz ingrediencje te nadają sznytu żywicom i sprawiają, że całość odbieramy jako oryginalną. Róża jest na wpół zasuszona, lekko słodka, dymna i przypomina mi Paestum Rose. Mam wrażenie, że to róża odpowiada też za pewien owocowy aspekt tych perfum – coś na kształt konfitury wrzuconej do ogniska.

Obecności tuberozy bym nie zgadł, ale z kolei fiołek prezentuje się w sposób leśny, drzewno-magiczny, trochę jak w Feminite du Bois. Jest bohaterem przyjaznym. Pewna fiołkowa miękkość wprowadza do perfum pewien spokój i w niewielkim stopniu zaokrągla ostrości. W tej roli wtóruje mu drewno sandałowe.

Żywiczne drzazgi powoli spadają na ambrowo-paczulową bazę, ale nawet po 8-9 godzinach wciąż czuć, że rola kadzidła jest bardzo znacząca. Dla mnie pożądaną cechą tych perfum jest szlachetność fundamentu i brak tanich, zakurzono-syntetycznych utrwalaczy – choć to plus większości kompozycji tej marki. Jestem jednak niemal pewien, że do prawdziwego olejku kadzidłowca dodano niewielkiej ilości ISO E Super lub nawet jego wzmocnionej wersji. Przez to pojawia się element nieco elektryczno-drzewny, choć to tylko mały detal.

Opinia końcowa o perfumach Stephane Humbert Lucas Crying of Evil

Bardzo ciekawie przedstawiona interpretacja kadzidła frankońskiego w otoczeniu drewna, kwiatów i skóry.

 

Wszystkie zdjęcia i informacje oficjalne pochodzą ze strony Perfumerii Impressium

Najważniejsze cechy:

charakter: kadzidlano-drzewny

  • + kadzidło w formie ciepłej, żarzącej
  • + szlachetność od początku po najgłębszą bazę
  • + ciekawa gra tonów fiołka i róży w otoczeniu składników drzewnych

 

Charakterystyka:

Nuty: olibanum (kadzidło frankońskie), paczula, skóra, róża, tuberoza, fiołek, drewno sandałowe, czerwony pieprz, przyprawy

Rok premiery: 2022 (w Polsce 2023)

Twórca: Stephane Humbert Lucas

Cena, dostępność, linia: woda perfumowana dostępna w pojemności 50 mL

Trwałość: bardzo dobra, około 8-9 godzin

Pozostałe recenzje

Dołącz do dyskusji

Subscribe
Powiadom o
guest
9 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Aleksandra
Aleksandra
1 rok temu

Panie Marcinie, czy jest szansa kiedyś tam na recenzję Hibiscus Mahajad od Maison Crivelli?

Anonimowo
Anonimowo
1 rok temu

Ok dziękuję.

Kris
Kris
1 rok temu

Ja czekam na panską recenzję mojego top 3- po moich pierwszych testach.
Venom Incarnat, Sand Dance i Rose de Petra..
Pierwszy uwiódł mnie rozkosznie, mimo, że nie jest w moim gatunku zapachowym, słodko cierpkie, zmysłowym jadem ukąszenie, cudo!
Drugi zdaje się być ciekawym zastąpieniem wielu popularnych „zakurzonych drewnienek” , właściwie ich nokaut.
Choć tu jestem zakochany bardzo w przyprawowym MDCI Galantes.
A trzeci to naprawdę piękna róża…

Beata
Beata
1 rok temu
Reply to  Kris

Och tak, dwa pierwsze mnie porwały. God of fire już u mnie w kolekcji ale jeszcze Lady White Snake okazało się przyjemnym i nieinwazyjnym zaskoczeniem.

Kris
Kris
1 rok temu
Reply to  Beata

White Snake nie miałem próbki i odpuściłem go zakładając, że będzie zbyt kobiecy.. Ale może powinienem choć powachać?

Beata
Beata
1 rok temu
Reply to  Kris

Fakt, on akurat jest 100% damski. Najmniej oryginalny, ale jakoś mnie ujął. Jego przyjemna kremowość- może to tuberoza a może wiciokrzew ( nie znam tej nuty, nie umiem jej przyporządkować) Nie wyobrażam go sobie na mężczyznie, ale myślę, że mógłby chcieć go wąchać. Ach- jak za mną chodzi ten Sand Dance i ta dziwna „truskawka”

Kris
Kris
1 rok temu
Reply to  Beata

Przyszło mi teraz, że w sumie ciekawe jakbym psiknął Sand Dance na jeden nadgarstek a na drugi Carthusia Terra Mia.. Mógłby to być intrygujący pojedynek.
W zestawieniu z Galantes jak teraz wącham, to w wielkim uproszczeniu dwie karawany przypraw, z tym że jedna na pustyni.
A na Venoma uważaj, uzależnia naprawdę! 🙂

Beata
Beata
1 rok temu
Reply to  Kris

Terra Mia, chociaż kocham, wydaje się bardziej offowa i charakterystyczna. Sand dance mógłby pójść w nadgarstkowe szranki dla mnie z nieodżałowanym Violet Blonde, ale może wspomnienie zapachowe mnie oszukuje ( nie pierwszy raz zresztą)