Są takie zapachy, które od razu po swoim debiucie zdobywają miejsce w historii. Przedstawiają coś nowego, coś co masowo podbija nosy swoją wyjątkowością, a jednocześnie urokiem. Do tej grupy zaliczymy z pewnością takie perfumy jak BR540, Santal 33, Aventus czy Bois Imperial
I tutaj jest też bez wątpienia God of Fire. Pachnie niepodobnie do żadnych innych perfum, a jednocześnie jest wonią szalenie przyjemną i robiącą duże wrażenie na otoczeniu. Co więcej, to perfumy z grupy ciepło-świeżej, trudnej do klasyfikacji. Niby nutą główną ma tu być mango, ale jest też imbir, czerwony pieprz, sporo drewna… W gruncie rzeczy kompozycja nie pachnie żadną z tych nut w czystej formie. Jest elektryczna, trochę piżmowa, gdzieś w tle lekko dymna, ale przy tym ma bardzo dużo cytrusów.
Ani perfumerie, ani klienci nie mają dostępu do pełnych formuł, ale Stephane Humbert Lucas szczyci się użyciem w tej kompozycji niebieskiej kumaryny. To dość specyficzna grupa substancji, którą uzyskujemy z korzenia toddalii – to taka roślina-liana, której korzenie zawierają specyficzny olejek eteryczny, bogaty właśnie w niebieskie kumaryny. Nie wąchałem tej rośliny i żadnych ekstraktów z niej – piszę o tym tylko tytułem ciekawostki.
God of Fire pachnie mango, ale nie w formie tropikalno-drinkowej. To mango zanurzone w ciepłym morzu, przyprószone solą i brązowym cukrem. Czuć, że jest zdrewniałe. Co więcej, ma przemycone wątki kadzidlane. Niektóre osoby w mango wyczuwają woń kamforowo-sosnową i właśnie w Bogu Ognia też jest też drzewny pierwiastek. Świeżość kompozycji podkręca akord cytrusowy o szerokim spektrum wrażeń – jest kwaskowa, nie do końca dojrzała skórka, później pojawia się słodycz soku, a jeszcze dalej występuje efekt zmrożonego pudru, może bezy.
Co więcej, ładunek cytrusów zostaje z nami do samego końca. Czuć je nawet po 10-12 godzinach na skórze. Z czasem kompozycja staje się bardziej drzewna, może wręcz ziołowo-piżmowa. Cały czas w sobie jednak lekkość i świeżość, a jednocześnie frapuje tymi ciepłymi niuansami. Osiągnięcie takiego efektu to wielka sztuka.
Opinia końcowa o perfumach Stephane Humbert Lucas God of Fire (SHL God of Fire)
To bez cienia wątpliwości najbardziej dopracowana konstrukcyjnie, najbardziej oryginalna kompozycja w portfolio tej marki, ale jednocześnie daleka od cięższej, żywiczno-kadzidlanej stylistyki, z jaką kojarzymy tę firmę.
Na pewno polecam testy, jeśli ktoś lubi lekkie (ale ambitne), świetliste perfumy z dozą słonecznego ciepła.