Oud Or nie jest kompozycją tak zjawiskową jak Paczula, choć wciąż są to dość dobre perfumy
Podstawowym zarzutem jest ich syntetyczny wydźwięk. I to nie dotyczy tylko oudu, ale też efektów pobocznych. Pojawia się słodycz owocowa w formie raczej średnio szlachetnej, kwaśnej. To samo dotyczy kwiatów i, ponad wszystko, elementów drzewnych. Kompozycja broni się jednak tym, że nie jest klockowa, a zmienna i żyje na skórze. Natomiast poziom tych wszystkich wrażeń jest daleko poniżej Patchouli Sauvage.
Oud nie jest zwierzęcy, ani typowo sztuczny (jak zazwyczaj wyobrażamy sobie imitacje oudu). Nie przypomina oudów Montale, a raczej zbliża się do klimatu męskich premier mainstreamowych z napisem „oud” przy nazwie. Zatem nie obcujemy z wersją zasłodzoną, a raczej wytrawną, ukręconą z drzewnych molekuł. Tę wytrawność przełamuje cień, nieznaczny niuans owocowej słodyczy. Niestety, też w wersji plastikowej.
Później w sercu, Houbigant Oud Or robi się suchy i pylisty. Pojawia się nieszczera, zwiędnięta róża bez cienia wody. Wrażenia z męskiego mainstreamu potęgowane są przez geranium i szafran. To one często odpowiadają za wrażeniu „kurzu”. W trzecim akcie oud nabiera maniery skórzanej, nieco dymnej, zwierzęcej. I tutaj całość wyraźnie zyskuje. A później jest znowu słabiej – w bazie trochę się ociepla, wysładza, ale też nie traci swojego dość taniego wydźwięku.
Opinia końcowa o perfumach Houbigant Oud Or
Są to perfumy bez historii. Średniej jakości składniki zmieszano jednak z pomysłem i widać, że kompozycja jest dziełem profesjonalnych perfumiarzy.