Przygodę z tytoniowym trio zacznę od perfum, których sam używam z największą przyjemnością
Myślę, że Ormonde Jayne Montabaco Cuba trafi w nosy fanów Bois Imperial, ponieważ oba łączy podobny efekt molekularnej zieleni. Formalny opis wersji Cuba może być jednak mylący, ponieważ podkreśla on rolę wanilii – naturalnego absolutu waniliowego – w kreacji nowych wrażeń. To z kolei może rodzić podejrzenia o podobieństwa z Tobacco Vanille czy tego typu tytoniami. Nie jest to prawdą.
Montabaco Cuba to woń zielona, wytrawna, mocno osadzona w klimacie swojego protoplasty. Ma też ten sam molekułowy twist ISO e Super, choć to nie jest to wątek najważniejszy. Najistotniejsze jest bowiem to, że faktycznie do kompozycji przemycono wanilię, ale w formie, której nie obserwowałem wcześniej. To trochę tak jakby w gąszcz tytoniowego listowia wrzucić maleńką, białą landrynkę o smaku migdałowym lub cukierek o smaku budyniowym. Efekt jest ulokowany pomiędzy tymi dwoma obrazami i jest naprawdę interesujący. Jego natężenie jest zbyt małe, aby w ogóle mówić o „gourmandowości”, ale jednocześnie na tyle wyraźne, że stanowi punkt zaczepienia dla nosa.
Z czasem ta słodycz nie gaśnie, a delikatnie nabiera bardziej drzewnej, mrocznej maniery. Cały czas to jednak mały detal na tle głównego akordu, który wyznaczyło klasyczne Montabaco. Cała złożoność tamtej kreacji jest w nowej odsłonie zachowana.
Gdybym miał zgadywać, to powiedziałbym, że kolejną nutą, którą wyciągnięto do przodu, jest absolut bobu tonka. To on zapewne przemyca migdałowe skojarzenia. Ciekawe jest jednak to, że te migdałowe niuanse są wyczuwalna bardziej na początku, a w bazie tonka ma bardziej klasyczne, kumarynowe brzmienie, które może kojarzyć się z żubrówką. W końcówce, razem z drzewniejącą wanilią, robią dobrą robotę.
Opinia końcowa o perfumach Ormonde Jayne Montabaco Cuba
To najbardziej „moja” odsłona tych perfum. Używam z przyjemnością i radością. I fanom Boisa polecam poznanie.