To, że dane perfumy należą do grupy, którą niegdyś zdefiniowały Coco Mademoiselle, nie jest wadą
W przypadku Dior Miss Dior Parfum 2024 trzeba bowiem jasno powiedzieć, że do takiej rodziny należą. Czuć tutaj złożenie paczuli i akordu róży, czerwonego pieprzu i cytrusów. Można nawet podciągnąć taką kompozycją pod definicję szypru, który zawieszono między szyprem historycznym a tzw. „modern chypre”.
Zapach jest lekki. Na pewno poziom świeżości jest też większy niż zazwyczaj w klasycznych Miss Dior. Nie mamy tutaj też ładunku słodyczy, która definiowała większość propozycji tej serii. Nie ma też takiej łąkowej, naturalnie świeżej róży. Bardziej jest to róża chanelowska, właśnie taka jak w Coco Mademoiselle. To wrażenie szczególnie wyraźne jest na początku. Z czasem róża przechodzi w akord różowych kwiatów, który pierwotnie Francis Kurkdjian wyczarował w zapachu Narciso Rodriguez for Her. W tym momencie skojarzenia z Lovely też nie będą błędem.
Podkreślę zatem, że nie znajdziemy tu róży takiej jaka była np. w odsłonach Blooming Bouquet lub Eau de Toilette. Nie ma też róży przypominającej czysty olejek kwiatowy, jak było to np. w wielu propozycjach Chloe czy Stella McCartney. To o tyle ważne, że w materiałach marki czytamy o próbie zamknięcia aromatu kwiatów kwitnących na łące, a moim zdaniem to zupełnie nie idzie w taką stronę.
W trzecim etapie Dior Miss Dior Parfum 2024 skręca w stronę świeżości molekułowej, jaką znamy z wielu kompozycji marki Maison Francis Kurkdjian. To jest etap, który podoba mi się najmniej. Brzmi masowo i dość tanio. W wielu opiniach znalazłem porównania tych perfum do klasyka Chanel, ale właśnie w bazie widać, jak wiele je różni. Fundamenty dowolnej Coco Mademoiselle są piękne i szlachetne, a tutaj mamy chemiczną świeżość. Po paczuli czy mchu nie ma nawet śladu.
Opinia końcowa o perfumach Dior Miss Dior Parfum 2024
To nie jest zły zapach, lecz w tej kategorii są lepsze. Ja wybrałbym właśnie Chanel Coco Mademoiselle Eau de Toilette, bo jest po prostu dwie klasy przed nowością marki Dior.