A to z kolei ciekawe, męskie pachnidło
Salvatore Ferragamo Red Leather eksploruje wątki wetiwerowo-ziołowe i drzewne, ale z dodatkiem cytrusów. To sprawia, że kompozycja nie jest ciężka. Nie jest też syntetycznie sztuczna lub zakurzona. Z drugiej strony, jej delikatność może sprawić, że w atmosferze perfumerii umkną nam jej walory, które w pełni poczuć możemy podczas dokładniejszych testów.
Start jest zupełnie niewidowiskowy. Lekka bergamotka, cień przypraw i rozcieńczonych drewienek to elementy, które towarzyszą nam zaraz po aplikacji. Na szczęście każda upływająca sekunda sprawia, że perfumy zyskują. Choć nawet na tym początku nie powiedziałbym, że to zły lub tanio-syntetyczny zapach. Brzmi naturalnie.
Z czasem muska klimaty Terre d’Hermes. Pojawia się bardziej elegancki, drzewno-pudrowy irys i nuta główna – wetiwer. Myślę, że uzasadnione będzie nazwanie Red Leather perfumami wetiwerowymi, ponieważ rola tego wątku jest największa i rośnie w miarę rozwoju kompozycji. Jego forma zbliżona jest w pewnym stopniu do tej hermesowskiej.
Co ciekawe, marka przemyciła też elementy, których na podstawie spisu nut nie domyślimy się. To kropla jakiejś szlachetności lat 70. lub 80., jakiś pierwiastek szypru, mszystej zieleni i wytwornej skóry. Te fragmenty żywo przypominały mi Guerlain Coriolan lub Nicolai New York Intense. Jednocześnie trzeba napisać, że nawet w późnej bazie Salvatore Ferragamo Red Leather zachowuje swoją lekkość, nieinwazyjność i, o dziwo, naturalność wetiweru. Doceniam, że nie wchodzimy w obszary tanio-zakurzone lub ulepnie sztuczne.
Opinia końcowa o perfumach Salvatore Ferragamo Red Leather
To bodaj najciekawsza pozycja w swojej kolekcji, choć jednocześnie odległa od jej klimatu. Nie przypomina np. Intense Leather.