Przy ostatnich zakupach perfum Chanel otrzymałem nie tylko próbki ich nowości – Comete – ale też poprzedniej – tytułowego Lwa
Sam nie wiem, dlaczego ta kompozycja nie pojawiła się wcześniej na blogu. Chanel Le Lion to z wszech miar perfumy warte uwagi, choć eksplorujące podobne obszary olfaktorycznej mapy co Coromandel. Nie są to jednak wonie bliźniacze. Łączy je po prostu ambrowo-drzewne ciepło i pewna słoneczne balsamiczność. Le Lion jest bardziej drapieżny, nie ma czekoladowych niuansów i w ogóle mniej w nim słodyczy.
Rozpoczyna się mocno waniliowym i ambrowym akordem (jego zasadniczą składową jest labdanum), który tylko w niewielkim stopniu rozświetlono cytrusami. To podobny zabieg do tego, który znamy z Shalimar Eau de Parfum. Zakładam, że stąd pochodzą liczne porównania między tą dwójką. Wedle mojego nosa, akord Chanel jest dalece bardziej współczesny. Porównałbym go zatem do nowszych premier, np. Moncler Pour Femme czy Eutopie No. 4. Pewną wadą Le Lion pozostaje jednak monotematyczność. To zapach prosty, operujący cały czas na jednym, bardzo małym obszarze.
W ramach tego akordu kompozycja staje się raz bardziej skórzana, raz bardziej pudrowo-waniliowa, a raz bardziej pylisto kakaowa (choć bez typowej czekoladowej słodyczy). Czasami puści subtelny dymek. Innym razem przypomina rozgrzane drewno. Dla fanów tego typu perfum może być to bardzo wartościowa premiera, choć jednocześnie dość nudna. Wąchając Chanel Le Lion po 1 minucie i po 10 godzinach dalej będziemy wiedzieć, że to jedna i ta sama kompozycja zapachowa. W bazi po prostu staje się bardziej kremowa, gładka, ale dalej czuć w niej wanilowo-ambrowy akord początku.
Gdybym miał wskazać jeden akcent, który wybija się z ram obrazu, to byłaby to nuta zwierzęca. Bardzo delikatny jest to niuans, ale przywodzi na myśl prawdziwe zwierzęce składniki sprzed kilkudziesięciu lat. To taka minikropla zwierzaka z jego fizjologicznym, przybrudzonym futrem i aromatem gruczołów.
Opinia końcowa o perfumach Chanel Le Lion Les Exclusifs de Chanel
Na pewno czuć, że nie oszczędzano na składnikach. Całość brzmi szalenie szlachetnie. Pewną wadą jest jedynie to, że nie ma tu tej złożoności, której chciałbym oczekiwać po tego typie perfumach. W kontekście jakości całościowej, jest to ujma niewielka.
Z drugiej strony, kiedy porównamy Le Lion i Shalimara, to chyba każdy wskaże na Guerlain.