A to perfumy, które mógłbym nazwać dobrymi
Charlotte Tilbury Cosmic Power to połączenie tonów żywicznych, przypraw i wanilii na miękkiej, ambrowej i lekko skórzanej bazie. Zapach przywołuje skojarzenia z naprawdę genialnymi kompozycjami: Amouage Jubilation, SHL Rose de Petra, Guerlain Shalimar, Estee Lauder Sensuous… Niestety, po raz kolejny dochodzę do konkluzji, że perfumy tej marki są jakby powidokiem.
Kompozycja rozpoczyna się przepięknym złożeniem pieprzu, róży i kadzidła – w tym względzie przypomina kompozycją Stephane Humbert Lucas Rose de Petra. Trwa to moment. Pieprz szybko staje się jakby zwietrzały. Od spodu dochodzi mdło-słodki cynamon. Kadzidło też wydaje się nie do końca szlachetne. Podczas pierwszej aplikacji te wszystkie detale mogą umknąć, ale kiedy pochodzimy w Cosmic Power dłuższą chwilę, to niedoróbki stają się uciążliwe. W pewnych aspektach rozumiem skojarzenia z Shalimar, ale Guerlain jest bez porównania ciekawszy. Jeszcze dalej mamy ciepło-żywiczną bazę, która żywo nawiązuje do Amouage Jubilation XXV. Jest piękna, ale brakuje jej finezji.
Opinia końcowa o perfumach Charlotte Tilbury Cosmic Power
Powiedziałbym po raz kolejny, że konstrukcyjnie to perfumy na wysokim (nie na „bardzo wysokim”) poziomie, ale składnikowo nie nadążają za najlepszymi pozycjami na rynku. Wierzę jednak, że jeśli skóra danej osoby będzie dla Cosmic Power łaskawa, to zapach ten może okazać się perłą kolekcji Charlotte Tilbury. Stąd szczerze polecam testy.