Tutaj coś się poprawia względem Corail Oscuro, ale nie jakoś bardzo
Na pewno Diptyque Lilyphea wyróżnia się świetnym startem. Jest trochę jak Herba Fresca połączona z Limon Verde i białymi kwiatami. Mamy dużo „chaszczowej” zieleni nad chłodnym strumykiem. Wątek wodno-powietrzny jest zrobiony z wielkim wyczuciem. Nie pachnie sztampą.
Mamy do tego soczystą trawę. Jestem w stanie też wyobrazić sobie te lilie wodne, bo perfumy naprawdę przekazują ich obraz. Obok tego jest nuta figowych liści, których w składzie nie mamy, ale ich efekt jest bardzo wyraźny. Rzeczony fragment powinien zainteresować zwłaszcza fanów Philosykos. Pojawia się też element kamienny i mszysty – to zapewne pokłosie użycia naturalnego absolutu z liści fiołka.
Później kompozycja się tonuje i traci botaniczną werwę. Lilyphea wchodzi w obszary cieplejsze, bardziej kwiatowe w typowym rozumieniu. Z tym, że to nie są jakieś konkretne kwiaty, a bardziej efekt molekuł a’la hedion – czyli tak samo jak w Corail Oscuro. Plusem tych perfum jest jednak większa szlachetność i dopracowanie tego akordu. Mamy bowiem element pudrowo-słodki, jest jakieś drewienko wygrzane słońcem i wanilia o drzewnej, mało słodkiej facjacie. Niestety, całość z czasem spada coraz bardziej w otchłań chemicznych utrwalaczy i kurzu. Nie ma tragedii, ale też do zachwytów mamy daleko.
Genialny obraz początku jest tracony w całości. To znaczy, że po godzinie od aplikacji Lilyphea pachnie zupełnie inaczej niż jej akord głowy. Żeby być ścisłym, to powiedziałbym, że zostaje około 5% tego akordu, więc w praktyce go nie ma.
Opinia końcowa o Diptyque Lilyphea
Gdyby akord początkowy przytrzymać dłużej, to mielibyśmy genialną kompozycją w stylu soczystej, świeżej zieleni.