Ognisko- płonący stos łatwopalnej substancji, oczywiście najczęściej drewna. Ten motyw w perfumach wykorzystywany jest ostatnio coraz częściej, bo jeszcze parę lat temu za najbliższe ideałowi mogłoby uchodzić Black Cashmere Donny Karan. Z drugiej strony to typowy zapach drzewny i kadzidlany, a nie ogniskowy w ścisłym znaczeniu. Drogą porównań wybrałem trzy zapachy, które w największym stopniu są strikte ogniskowe. Odrzuciłem aromaty palonych ziół, herbat i innych używek, odrzuciłem żywice jako takie i kadzidła oraz typowe drewniaki. Z drugiej strony musimy zdać sobie sprawę, że odwzorowanie zapachu ogniska w perfumach to rzecz bardzo trudna i w sumie jako taka jest niewykonalna. To coś na kształt zapachu świeżo pieczonego chleba, gdzie nadal próżne są starania o jego stworzenie. Aby tekst ten stał się w miarę czytelny postanowiłem wybrać dwie ogniskowe kompozycje, które różnią się ujęciem tematu i wyznaczają bieguny w tej materii. Wybór jest mój, więc czytelnik może nie zgadzać się z takim podejściem, choć siliłem się na obiektywizm.
Wersja słodka, z wyraźną nutą wędzonki znaleziona została przeze mnie w Burning Leaves. Ognisko z palonych liści jest o tyle wonią ciekawą, że powstało niemal wyłącznie z syntetycznych ingrediencji. Ba! Może to stuprocentowa chemia. Po pierwsze, musimy być świadomi, że substancje chemiczne pachnące zazwyczaj nie rozpuszczają się w wodzie, a kompozycje Brosiusa właśnie na niej bazują. Potężne ilości emulgatorów i solubilizatorów (substancji zwiększającej rozpuszczalność) ujawniają się w postaci piany charakterystycznej dla perfum CB I Hate Perfume. Piszę o tym, aby uzmysłowić nam, że nuty ogniska i spalenizny jako takie nie mogą powstać z natury. Po prostu. Efekt jednak niesamowity i wtórności Burning Leaves nie zarzuci nikt. Sam zapach jest może trochę płaski i jednowymiarowy. Dym zdaje się wędrować wśród opadniętych liści nieopodal ogniska i nie szybuje w górę. Pojawiająca się organiczna słodkość nadaje kompozycji bardziej dosłowny charakter a przez to stawia ją na bezkompromisowej pozycji, gdzie albo ktoś padnie pod wrażeniem jakie sprawia, albo odrzuci. Wadą jest bardzo mała trwałość oraz wspomniana już jednowymiarowość. Typowa kompozycja „na temat” stanowiąca pierwszy koniec liny.
Drugim jest Fire and Cream marki Strange Invisible. W stosunku do propozycji Brosiusa różni ją niemal wszystko. Są to perfumy organiczne, które powstały niemal bez udziału chemii. Pozbawione są słodkiej nuty, jakże charakterystycznej dla poprzednika. To ognisko dopiero co zapalane, gdzie drwa są wilgotne i jeszcze tli się w nich uciekające życie. Zapach o wiele trudniejszy od, w sumie przyjemnego, dymienia liści. Tutaj postawiono na mocne podstawy z kadzidła frankońskiego, paczuli i wetiweru. Czuć też lawendę przez co Fire and Cream wchodzi z grę Basali. To są dla mnie akurat nieprzyjemne momenty, ale na szczęście szybko umykają przed zawiesistym, gorącym dymem. Bo ognisko w tym zapachu jest gorące, powstałe na twardych pniakach pokrytych mchem, historią lasu. Gdybym miał określić tę kompozycję w paru słowach to powiedziałbym, że pachnie właśnie jak palony mech na starym, ale jeszcze żywym pniu. Pewna ziemistość to zasługa paczuli, ale ogniste niuanse to sprawa wetiweru i kadzidła. Próżno szukać tu przyjemnego dymku. Fire and Cream nie są miłe.
Na sam koniec zostawiłem bodaj najlepszą kompozycję, zawieszoną gdzieś pomiędzy dwoma powyższymi. Wcale nie tak trudno zgadnąć, że chodzi o osławiony Black Tourmaline Oliviera Durbano, który kapitalnie spaja dwa wyobrażenia o ognisku jako takim. Z jednej strony mamy omszałe pnie rzucone w czeluście ogniste, ale z drugiej wydobywa się ciężki dym o całkiem sporej wartości zapachowej. W tym miejscu zaznaczam, że mam wersję sprzed domniemanej zmiany formuły zapachu i trudno mi ocenić ile ze starego Turmalinu zostało w nowym. W ogóle zastanawiam się czemu wcześniej ta kompozycja Durbano nie zagościła na tej stronie? Bezkompromisowe podejście do tematu pozwoliło stać się jednym z najpopularniejszych zapachów wśród wszystkich propozycji Oliviera, ale ogniskowy charakter jakoś trudno komponuje się z lżejszymi wariacjami tej marki. W Black Tourmaline ujęty jest w sumie każdy aspekt ogniska, od rzucanych, świeżo rąbanych drew po zgliszcza i popioły z ciepłą nocną bryzą wiejącą odeń. Trudno się dziwić, że ognisko w interpretacji Durbano stało się tak popularne, choć obawiam się czy to nie zabije jego postrzegania jako kompozycji krańcowej i przez to tak niesamowitej. Black Tourmaline powróci w osobnym artykule, kiedyś, w przyszłości.
CB I Hate Perfum, Burning Leaves
Nuty: akord palonych liści
Rok powstania: 2005
Twórca: Christopher Brosius
Strange Invisible, Fire and Cream
Nuty: pomarańcza, kwiat pomarańczy, tuberoza, lawenda, wetiwer, paczula, olibanum, drzewo sandałowe
Rok powstania: b.d.
Twórca: Alexandra Balahoutis
Olivier Durbano, Black Tourmaline
Nuty: kardamon, kolendra, kmin, pieprz, aoud, olibanum, wetiwer, mech, skóra, piżmo, ambra, paczula, nuty drzewne
Rok powstania: 2007
Twórca: b.d.
Fot. nr 1 pochodzi z cityofcalabasas.com
Fot. nr 3 pochodzi z whatthenoseknows.com
Fot. nr 6 pochodzi z kolumber.pl