Na targach perfumeryjnych Pitti we Florencji premierę miał najnowszy zapach duetu Miller et Bertuax- Om: inspire… and smile. Wygrzana włoskim słońcem próbka wysoko podniosła mi poprzeczkę, bo zapach jest zwyczajnie trudny. Ani nie ładny, ani nie brzydki, ani nawet nie średni. Om to „najświętsza sylaba hinduizmu. Dźwięk omkara występujący w wedach, jest pierwotnym hymnem. Om to sylaba-nasienie, postrzegana jako dźwięk powstania Wszechświata. Ta transcendentalna wibracja jest uważana za identyczną z osobą absolutnego Wisznu. Na niej opierają się wszystkie hymny
wedyjskie. Za świętą uznawana jest także w buddyzmie tybetańskim. Om to sylaba będąca najważniejszą mantrą, pierwotnym dźwiękiem znanym także pranawa, akszara i omkara.” Dzieło duetu Miller et Bertaux zostało zadedykowane wyspie Bali, gdzie zapisana tamtejszym alfabetem zyskuje szczególną wartość.
Żałuję, że nie wiem kto jest twórcą tego zapachu. Jeśli to ta sama osoba, która robiła wcześniejsze zapachy dla francuskiej pary to powiem bez wahania- jestem pod wrażeniem. Perfumiarz na sterydach to czy katolik natchniony bożą iskrą? Kimkolwiek by nie był zrobił zapach fenomenalny. Dla przykładu weźmy goździki. Przyprawa znana wszerz i wzdłuż, której zapach paradoksalnie określany jest jako neutralny przez olfaktologów. W Om to nie jest jakiś tam olejek goździkowy, ale najprawdziwszy goździk rozgryziony trzonowym zębem. Na początku czuć palącą gorycz, która po chwili zmienia się w piekący, ale dość ruchliwy posmak pieprzowy. Właśnie pieprz i goździki stanowią kapitalne preludium do dalszej, jeszcze lepszej gry. Nawiasem mówiąc to już dawno nie czułem tak realnie smakujących perfum.
Później idzie już z górki. Całość przesłania ciężka, dość zawiesista zasłona kadzidlanego dymu, ale zupełnie nie kościelnego. Tutaj mamy do czynienia z połączeniem olibanum i mirry. Z tego też powodu dym w Om jest słodki, wybrzmiewa brązową barwą, która podkreślana jest wciąż obecnym eugenolem i ostrą kreską paczuli. Te cztery składniki stanowią rdzeń tej kompozycji. Rdzeń, nie ma co się oszukiwać, który otarł się o ideał. Operując takimi ingrediencjami bardzo łatwo jest przesadzić i wytworzyć zapachowego koszmarka w stylu Anat Fritz. Om balansuje na granicy między dziełem szalonego nosa i ciężką ciemnooką żenadą. Wychodzi jednak z tego obronną ręką. W końcu cały dym opada niemal całkowicie, odsłaniając miękkość iskrzącej wanilii i lekko mdły posmak mirry. Kompozycja staje się słodka i, w mniejszym stopniu, żywiczna. Taka ginie na skórze po całym dniu.
W moim osobistym rankingu perfum Miller et Bertuax Om wznosi się na pierwsze miejsce, na równi z A Quiet Morning. Próba zmierzania się z korzennym kadzidłem udała się w całości. Teraz nie pozostaje nic innego jak tylko czekać na pojawienia się tego pachnidła w Polsce.
Nuty: kadzidło frankońskie, paczula, goździki, wanilia, mirra, pieprz, pimento, drzewo cedrowe
Rok powstania: 2010
Twórca: b.d.
Cena, dostępnośc, linia: produkt niedostępny na razie w Polsce; w perfumerii GaliLu pojawi się pewnie w najbliższym czasie; będzie dostępny w 50 mL-owych butelkach za mniej więcej 430 zł
Fot. nr 2 z wikimedia.com
Fot. nr 3 z candlefind.com
Fot. nr 4 z rozanski.it