Dzisiejsza recenzja to dzieło przypadku. Traf losu. Miły traf.
Uomo Energy to sportowa wersja klasyka Uomo. Gdybym to wiedział, to pewnie nawet bym nie testował tych perfum. No ale, na dokładne oględziny próbki nie ma rano czasu.
Jak więc pachnie Gian Marco Venturi Uomo Energy? Jak na zapach sportowy to majstersztyk. Słowo honoru. Bazylia i cytrusy nie brzmią chemicznie. Nuty morskie są wyczuwalne, ale nie duszą w stylu znanym z ostatnich nowości. Jest więcej niż przyzwoicie. Jest dobrze, a na klasę sport nawet bardzo dobrze.
Później woń skręca w kierunku przyprawowego serca. W tym momencie Uomo Energy traci bezpośrednio sportowe konotacje i pewnie nikt nie powiedziałby, że należy do tej półki. Zastosowany jaśmin sprawia, że można doszukać się powiązań z Gaiac Micallef, gdzie również wykonano zabieg rozświetlenia i wysłodzenia kompozycji. To plus, choć w perfumach Gian Marco Venturi nie brzmi to aż tak dobrze.
I na tym bajka się kończy. Jest raczej nietrwały, ale to domena większości propozycji z półki „sport”. Gaśnie na skórze po 2-3 godzinach. Najważniejsze, że nie haczy o beznadziejnie masowe akordy głębi: nie czuć tu syntetycznych piżm, ani plastikowego cedru. To najbardziej solidny i godny polecenia zapach w swojej kategorii. W sumie powinienem napisać: „najmniej godny odradzenia”. Sami wiecie, o co chodzi.
Jak na przypadkowe odkrycie, nie było źle. 🙂
Nuty: bergamotka, cytryna, akord morski, bazylia, muszkat, jaśmin, brzoskwinia, irys, piżmo, skóra, drewno cedrowe
Rok powstania: 1998
Twórca: b.d.
Cena, dostępność, linia: woda toaletowa i bogata gama produktów dodatkowych
Trwałość: bardzo słaba
Fot. nr 2 i 3 z hiox.org