No. Wreszcie się stało. Po dobrym Vetyverio i Eau Duelle, Diptyque pokazuje fajerwerki na miarę Tam Dao i Philosykos. Volutes jest świetny.
Już bez długiej i skomplikowanej bajki marketingowej, bo nie mam na nią sił. Uprzedzę tylko Waszą ciekawość – nowy Diptyque nie pachnie dymem papierosowym. Pachnie obłędnie. Przypomina upiornie słodkie pałace Aziyade. Nie jest to jednak woń tak cukrowa i tak oszałmiająca, choć aromat kandyzowanych owoców jest w niej wyczuwalny. I to wyraźnie.
Zastrzegam jednak, że Volutes nie pachnie jednoznacznie. To za sprawą piżmowych, trochę mlecznych, pudrowych nut, które stanowią kontrast dla słodyczy. Myślę, że dobrym przybliżeniem wariacji Diptyque będzie krzyżówka wspomnianego już Parfum d’Empire z Violet Blonde Toma Forda. Hmm, oba zapachy dzieli wszystko. Łączy – Volutes.
Z czasem kompozycja nabiera słodyczy. Zaczyna niebezpiecznie przypominać inny majstersztyk – Pohadkę, gdzie też był tytoń i nieśmiertelniki, i gdzie wyczuwałem owocowe tony. Z tym, że Volutes nie pozbywa się nuty pudrowej, przynajmniej nie do końca. Nawet w głębokiej bazie, wśród żywicznej, miodowej słodyczy mirry, opoponaksu i benzoinu, wyczuwalny jest ten matczyny, biały akcent. Za jego sprawą perfumy Diptyque chyba bardziej trafią w kobiece serca. Ale dobre są niespodziewanie. I prawdziwie niszowe.
Nuty: tytoń, opoponaks, benzoin, mirra, irys, nieśmiertelnik, kandyzowane owoce, siano, miód, szafran, czarny i czerwony pieprz, wosk pszczeli,
Rok powstania: 2012
Twórca: b.d.
Cena, dostępność, linia: woda toaletowa dostępna w pojemności 50 i 100 mL
Trwałość: średnia; około 6-7 godzin
Fot. nr 1 i 3 z kampanii Diptyque Volutes.
Fot. nr 2 z wikipedia.com