Po ponad 10 latach przerwy Olivier Durbano wraca na łamy mojego bloga
Powodem tego powrotu jest premiera jego najnowszego zapachu: Quartz Quantic 17:8. Niestety, twórca kreuje bardzo rozwinięte otoczki marketingowe, co dla mnie jest nie do przejścia, stąd w najmniejszym stopniu nie zamierzam tego przytaczać. Mówiąc szczerze – nie do końca nawet to rozumiem.
Jeśli chodzi o sam zapach, to jest to woń kadzidlana, ale w sposób niestandardowy – jak na Oliviera przystało. Wąchając po raz pierwszy kompozycję wydała mi się leśna i miętowa, i cytrusowa – trochę przypominała mi Jade. Na pewno nie jest to zapach smolisty, ciężki i turpistyczny. Quartz Quantic 17:8 podąża ścieżką zielonego, botanicznego kadzidła i w dodatku dość lekkiego, jeśli weźmiemy pod uwagę standardy marki. Początek jest zaskakująco cytrusowy, musujący. Takie zagranie bergamotką to ciekawy zabieg.
Olivier Durbano nie wprowadził też do kompozycji akcentów zwierzęco-fizjologicznych. Mówię o tym, bo wcześniej często się to zdarzało. Tutaj wszystkie składniki zdają się palić w czyściutkim trybularzu. I może nawet nie palić, co delikatnie tlić. Na pewno nie jesteśmy też w kościele, ale raczej palimy pogańskie żywice na oszronionej pierwszymi przymrozkami łące w środku lasu.
Doceniam fakt, że nie jest to ani kadzidło mroczne, tłustawo-słodkie w typie Sahara Noir, Embers, Fille en Aiguilles, ani też metaliczne i lekkie (wsparte na aldehydach i Iso E Super) jak Cardinal czy Lavs. Motyw zieloności został przemycony do samego końca, ponieważ z czasem miętowa leśność zmienia się w coś ziołowego, absyntowego może. Ładunek pewnej słodyczy jest zachowany, ale bardzo, bardzo niski. W ostatnim akcie pojawia się cień nuty wędzonkowej, lecz w ilości akceptowalnej.
Opinia końcowa o perfumach Olivier Durbano Quartz Quantic 17:8
Ciekawe kadzidło, choć nie do końca komercyjne. To jednak potwierdza fakt, że Olivier Durbano po raz kolejny był w stanie pokazać interpretację żywicy olibanowej, która będzie się wyróżniała na rynku.