W butikowej kolekcji Hugo Boss pojawiły się dwie nowe pozycje
Udało mi się przetestować tylko jedną, ale ufam, że Sensual Geranium też niebawem opiszę. A dzisiaj o perfumach Hugo Boss Courageous Rose. Przypomnę jeszcze, że formalnie kolekcja ta jest opisywana jako męska – stąd moje szczególne zainteresowanie interpretacją róży.
Widać, że to kompozycja skierowana na rynek arabski. Pierwsze skojarzenia to wcale nie róża, a oud. Jest on ostry, wytrawny. Poziom jego agresji jest spory, ale nie olbrzymi. Skojarzył mi się z dawnym klasykiem Montale Black Aoud i generalnie ich wariacjami na temat duetu oud-róża. To sprawia, że propozycja Hugo Boss nie jest w żaden sposób nowatorska. Takich zapachów były setki przed nimi. Co więcej, mam wrażenie, że całość jest syntetyczna i niemal każdy element powstał w laboratorium.
Natomiast złożenie składników pozostaje na przyzwoitym poziomie. Początek jest nieco szafranowy. Później pojawiają się tony minimalnie słodsze, nieco cynamonowe i korzenne. Jeszcze dalej miga coś na kształt gumy do żucia, która wnosi cień skojarzeń spożywczych i owocowych. Jest to akord chemiczny po zbóju, ale jest w nim coś przyjemnego. Któż z nas nie lubił gum balonowych?
Baza jest drzewno-syntetyczna. Jakość składników z niskiej półki, ale konstrukcyjnie znowu to daje radę. Jest nieco ostrości i drzazg, ale kurzu i laboratoryjnego drewna niestety jest więcej.
Opinia końcowa o perfumach Hugo Boss Courageous Rose
Jest ok. Ktoś przy bardzo ograniczonym budżecie zrobił porządnie wykonaną kompozycję. W tej kategorii konkurencja jest jednak zabójcza i nie sądzę, żeby ta róża weszła do kanonu męskich róż.
Wszystkie zdjęcia i informacje oficjalne pochodzą ze strony hugoboss.com