
Nie bez powodu jest koroną w kolekcji Jamesa Heeleya i nie bez powodu zyskał tak olbrzymią popularność. Co więcej, nie bez powodu utrzymał się w czołówce i zaskarbił nosy odbiorców na dłużej niż na kilka tygodni. Choć mnie się nie podobał.
Niedługi czas temu Cardinal wyszedł znów na światło. O dziwo tym razem już bez “ludwikowych” nut. I w końcu zaczęło się wszystko palić. Płomień jest jasny, a dym biały. Absolutnie żadnych czarnych i nawet ciemnych akordów. Kompletny brak nut organicznych, który zaowocował powstaniem kadzidła prostego, bez zbędnych dodatków. Mieszanka iskrzy, tnie i błyszczy, nawiązuje do metalu.

Cardinal odbiega od idei zapachu olibanum z kilku względów. Dodano tu wetiwer i paczulę, które to w olbrzymiej większości odpowiadają za chemiczno-czyszczący charakter, który towarzyszy tym perfumom. Ale nie to jest najważniejsze. Cała innowacyjność tego kadzidła i właśnie to, że nie jest podobne do innych przedstawicieli gatunku, leży gdzie indziej. W Cardinalu nie ma nut drzewnych, które są nieodłącznym dodatkiem do żywicy olibanum. Dopiero to połączenie nadaje wydźwięk taki jaki znamy z Avignon, Statkusa, Rock Crystal czy mnóstwa innych uznanych perfum z wiodącą nutą kadzidła frankońskiego.

Puszczono dym w świat. Oderwano brzemię drzewa. Żywica się uwolniła, wyszła z katedry. Za tak nietypowe uchwycenie nuty olibanum należą się Heeleyowi hołdy. Zresztą najlepszym dowodem na kunszt tego zapachu niech będzie opinia ludzi, którzy się z Jego Eminencją zetknęli.
Tak, to jest kadzidło kościelne.
Nuty: olibanum, labdanum, paczula, ambra, wetiwer
Rok powstania: 2006
Twórca: James Heeley