No i proszę bardzo, pierwszy zapach (choć czy CB nie zrobił Fig Leaf? Ale to nieważne) od tego, który ich nienawidzi zagościł na moim blogu. Specjalista od herbaty ze mnie prawie żaden i nawet w Cedarwood Tea mógłbym przysiąc, iż nie czuję czarnej a zieloną. Wzmianka o kadzidle w składzie okazała się również wielkim zaskoczeniem dla mnie, choć wśród cedrowych deseczek można się dopatrzeć delikatnego dymu. No i to świeżak jest.
Gdyby lato się dopiero zaczynało to Cedarwood Tea mógłby spokojnie spływać moimi kanałami. Wysunę odważne przypuszczenie, że w składzie z pełną świadomością pominięto obecność cytryny. Po prostu, szczególnie na początku, to wrażenie jest bardzo silne, choć nie jestem pewien czy nie odpowiada za to właśnie kadzidło. Zapach wierci się w nosi, prycha i umyka, a to bywa irytujące. Kiedy już prawie dosięgam nosem tę kwaśną strużkę nagle okazuje się, że zostaje sama herbata.
Zepchnięty na dalszy plan cedr jest rozmokniętym otoczeniem dla czarnego naparu (umówmy się, że z cytryną, a przynajmniej z kilkoma kroplami jej soku). Swoje drzazgi i inne ostrości pokazuje wyłącznie na początku, żeby z czasem tracić swoją siłę kosztem herbaty. Faktycznie podczas ekspresji pierwszych nut można poczuć istne bogactwo cedrowe kłujące w nos, ale to mija. Końcówka to herbata herbaciana, czarna bezsprzecznie, ale dalej nie ciężka a świeża. Zapach ogólnie prosty, ale wdzięcznie i miło się nosi. Doceniam.
No i przypominam, że Cedarwood Tea miało na początku służyć jako środek przeciwko molom w kolekcji zapachów do szaf Christophera Brosiusa. No, ale że się okazało ciekawych zapachem do ciała- to jest.
Nuty: drzewo cedrowe, czarna herbata, olibanum
Ocena ogólna: 6/10
Rok powstania: 2006
Twórca: Christopher Brosius