Ujęcie tak wielkiej rodziny zapachowej jaką są cytrusy w perfumach jest niemożliwe, nieosiągalne nawet dla najbardziej zaprawionych nosów i pisarzy. W przyszłości będę chciał jednak podzielić tę wielką grupę na mniejsze jak uczyniłem to z kwiatem pomarańczy, ale to jednak dość żmudna praca a przecież kwiat pomarańczowy jest chyba najbardziej charakterystycznym z olejków cytrusowych. Dziś o cytrusach w klasycznym rozumieniu- świeżym, jasnym, kwaśnym, cytrynowym i pomarańczowym bez naukowego wnikania w szczegóły kompozycji, ale z dokładnym opisem zamiast tego.
Weźmy na początek takie Oyedo, które może uchodzić za dość ekstrawagancką kompozycję przez wzgląd na dość słodkie wykończenie. To tak jakby ktoś oblał lukrem niedojrzałe owoce i w tej samej chwili zatopił w nich zęby. Skoncentrowana słodycz odrzuca, ale nie mija sekunda, gdy jej miejsce zastępują zwały owocowych kwasów. Żrąca maź spływa pod brodzie niosąc kawałki ukruszonego lukru, ale nie pachnie to źle. W świecie, gdzie wszystko już było a motyw klasycznych cytrusów zdawał się wyeksploatowany do cna, Diptyque pokazał, że można zrobić coś świeżego i zupełnie nie wtórnego. Jestem w stanie przymknąć oko na to, że Oyedo potrafi zrobić z siebie cytrynową landrynę, ale dzięki Bogu nie są to chwile częste i dodatkowo z czasem ich częstotliwość spada. Milczeniem pominę udział drzewa tamaryndowca w bazie perfum, bo ani nie czuję tu jakiś specyficznych nut drzewnych, ani nie wąchałem olejku w naturze. Jest jednak prawdopodobieństwo, że to ta niespotykana nuta odpowiada za niszowy wygląd tego zapachu.
Tak, niszowy wygląd to rzecz ważna, ale przecież nie najważniejsza. Tak naprawdę liczy się dobre zgranie, ładne przejścia i zdolność „mowy”, bo to przecież te rzeczy sprawiają, że zapach się nam podoba albo nie. I tak dla mnie zupełnym dnem dotkniętym od spodu, plastikowymi cyckami Anderson i lateksem Gagi jest Citrus Paradisi. Czech & Speake to mistrzowie perfumeryjnej żenady i perfumeryjny odpowiednik Andrzeja Leppera. Cytrusy w tym wydaniu są obleśne, mokre, zapleśniałe i zgniłe. To tłum zapoconych rolników w garniturach, którzy domagają się kolejnych dotacji z budżetu państwa. Jadą „odkrochmaleni” w swoje dwudziestoletnie garnitury do oddalonego o 10 km miasta- do „gminy” i właśnie pachną Citrus Paradisi. Zbyt duże stężenie nut fizjologicznych niesie wrażenie brudu a cytrusy w tym wszystkim pasują jak wół do karocy.
Trzecim i ostatnim orzeszkiem będzie dzieło pana Elleny. Bigarade Concentree jest zapachem kapitalnym, bardzo prostym, niosącym flagę pewnej skromności twórczej, ale bezsprzecznie ujmującym… niemal do utraty tchu. Dlaczego? Nie wiem, tak po prostu. Ani tu nie ma składników o mocy rażenia Little Boy’a, ani specjalnych zawijasów twórczych. Zapach jest wybitnie soczysty, wibrujący jak rozgmerane koło fortuny. Szybki. Próżno szukać tu „pierdułkowatej” słodyczy i kluskowatego komfortu słonecznych owoców. Ellena zasadził dużo ostrej trawy w tym flakonie. Tnie paluchy do kości i nie zna kultury. Robi z człowieka masochistę, bo chcieć więcej to naturalny odruch przy Bigarade Concentree. Aż widzę tu wiszącego Vergera, który w narkotycznym szale obcina swoje policzki, żeby nakarmić wygłodniałe psy i ten śmiech dawcy w tle. Zerkając na cenę tego zapachu też człowiek nabiera chęci na cięcie siebie. No cóż, jakość kosztuje. Przypomnę, że olejek bigarade jest najdroższą odmianą olejku petitgrain, który produkowany jest ze ściśle wyselekcjonowanych liści gorzkiej pomarańczy przez destylację z parą wodną.
I jeszcze dwie perełki, ale o nich później…
Diptyque, Oyedo
Nuty: cytryna, mandarynka, pomarańcza
Rok powstania: 2000
Twórca: b.d.
Czech & Speake, Citrus Paradisi
Nuty: grejpfrut, rozmaryn, szałwia, mech dębowy, cywet, ambra, kolendra
Rok powstania: 2000
Twórca: John Stephen
Editions de Parfums Frederic Malle, Bigarade Concentree
Nuty: gorzka pomarańcza (olejek bigarade), siano, róża, drzewo cedrowe
Rok powstania: 2002
Twórca: Jean Claude Ellena
Ryc. nr 1 z fit.pl
Ryc. nr 2 z 4guys.com