Ile to czasu miałem swoją miniaturkę Mira Bai? Skąpiłem, skąpiłem i w końcu parę godzin temu roztrzaskała się na podłodze. Przeraźliwy krzyk rozlewanych perfum, pisk tłukącego się szkła i zająknięcie właściciela- to dźwięki jaki zmusiły mnie do napisania recenzji tych perfum, które zawsze mi umykały, choć próbowałem je uwięzić na Pięciolinii wielokrotnie. Mira Bai kojarzył mi się z epoką przed rokiem 2005, przed moimi pierwszymi krokami w poważnym świecie perfum. Był to zapach nieosiągalny, trudny już wtedy do zdobycia, otoczony legendą na równi z Mahorą, Le Roy Soleil czy Venezią i Le Feu. Graal bez mała.
Cały czas mam problemy z wypowiadaniem się o perfumach o takim statusie. Poniekąd wynikać to może z mojego młodego wieku, krótkiego czasu oswajania perfum i wielkiej legendy z jaką wypada się zmierzyć. Bo Mira Bai legendą jest bez dwóch zdań. Ciepła i kwiatowa, położona na słodkiej, upajającej bazie bez trudu wdarła się w kolekcje wielu znawczyń perfum, gdy upolowanie butelki graniczyło z cudem. Dziś z nim nie graniczy, bo po prostu nim jest. Zapach umarł, spłynął kanałami u miłośniczek i każdy pojawiający się w świecie flakon to rarytas na olbrzymią skalę. Nawet nie na skalę perfum, o których wspominałem powyżej (Venezia itd…). Mira Bai to skarb tak rzadki, że nie sprzedaje się go nawet za wielką cenę, dziś już bezcenny.
Zimna logika ścisłego umysłu postawi jednak pytanie- „co w tej kompozycji takiego niezwykłego?”. Na fenomen składa się kilka rzeczy. Po pierwsze czas powstania. Proporzec Mira Bai zaczął powiewać pod koniec ubiegłego tysiąclecia, w roku 1998. To czas, kiedy w USA, Europie Zachodniej i Azji zaczyna pojawiać się wysoce zorganizowana społeczność internetowa. To niszowe środowisko zaczyna kreować własne gusta i sięgać świadomością zapachową dalej niż przeciętny zjadacz perfum. Pod ręką nie ma niszy na wyciągnięcie ręki, bo ledwie parę z dzisiejszego portfolio marek może poszczycić się ponad 10-letnią historią (m. in. L’Artisan, Diptyque, MPG, Lutens). I właśnie wtedy macki tej rosnącej ośmiornicy pożerały zapachy „dziwne”, odrzucone przez rynek niewypały, które były zbyt odważne, wyprzedzające epokę. Z wywiadu własnego wiem, że w Polsce zapachowa pogoń za orientem i perfumami powszechnie uważanymi za „trudne” rozpoczęła się w okolicach roku 2003, 2004. Mira Bai już wtedy zostały wycofane, ale do roku 2006 występowały powszechnie w internecie w żenująco niskich cenach, aż nagle zniknęły. Na amen. Dziś ledwie pojedyncze butelki pojawiają się na internetowych bezdrożach w cenach tak wysokich, że niemal nierealnych (rzędu 100 E za 30 mL).
Nie bez znaczenia pozostaje też nazwa. Jeszcze bez wchodzenia w szczegóły Mira Bai brzmi upojnie, egzotycznie i bogato. Takie też było życie Miry Bai- hinduskiej księżniczki, która zrezygnowała z bogactwa szukając jedności ze swoim bogiem- Kryszną. Tańcem i śpiewem zbliżała się do osiągnięcia duchowych szczytów, które zdobyła, według legendy, modląc się przed posągiem Bóstwa. Wówczas to Kryszna zjednoczył się z nią a Mira osiągnęła Absolut. Czy ta historia nie może być początkiem zapachu pojmowanego tudzież w kategoriach absolutnych, po prostu pięknych i dążących do ideału?
Sam zapach faktycznie może się podobać i być klasyfikowany jako udana wariacja nt trudnej słodyczy. Słodki i owocowy początek jest krótki i syropowaty. Stanowi to swoiste preludium do gry kwiatów, które są głównym wątkiem tej opowieści. Momentami ulepowate, innym razem trzaskające w swojej suchej formie, ale zawsze interesujące i przyjemne. To właśnie między nimi rozpościera się element owocowej, gorącej słodyczy, która dominowała wcześniej. Pod tym obrazem dominuje powłóczysta, cielista niemal czekolada i lejący się karmel. Trudno wyrazić ten miraż powstały ze składników owocowych, kwiatowych i słodko-jadalnych, ale Mira Bai nie ciąży w stronę słodkiego ulepu czy dzisiejszych wariacji waniliowych. To styl Venezii, utrzymany w obszarze pewnej elegancji, długich i bogato zdobionych sukni. Przy tym całym zaangażowaniu różnych ingrediencji trzeba zauważyć, że Mira Bai nie potyka się o rąbek szaty. Kroczy dostojnie, pozwala się podziwiać w świetlistym, ciepłym blasku upajającej słodyczy. Aż ostatnia kropla z ostatniej butelki nie spłynie z ciała ostatniej właścicielki… do kanałów
Nuty: porzeczka, bergamotka, frezja, róża, konwalia, brzoskwinia, ambra, drzewo sandałowe, toffi
Rok powstania: 1998
Twórca: Mark Buxton
Dostępność, cena, linia: zapach wycofany około 7 lat temu; kupienie butelki na aukcjach to rzecz bardzo trudna; ceny póki co wysokie z tendencją rosnącą
Fot. nr 2 z poetry-chaikhana.com
Fot. nr 3 z godriddance.com
Fot. nr 4 z babble.com
Fot. nr 5 z kids.baps.org