Comme des Garcons Wonderwood znajdziesz w perfumerii E-Glamour.pl
Pokaźna foka została rozerwana w ostrych jak brzytwy, piłkowanych zębach. Wyszarpane mięso zaspokoiło głód krwi. Polowanie na zakończyło się pełnym sukcesem. Uczucie sytości trwa i minąć nie może. Szkoda tylko, że ten rekin jest weganinem.
Podkręcony na maksa meczet z Ouarzazate jest kapitalny ze swoim niekończącym się zapasem muszkatu. Trochę nie rozumiem założeń drzewnych, bo Wonderwood miał być wg. twórców „odą do drzewności”. Nawet bracia Quay odegrali swoją rolę znakomicie, gdy powierzono im zmontowanie filmu promocyjnego w tych klimatach. Szkoda, że finalnie nie dano mi tego czego oczekiwałem, bo zatężone Ouarzazate nigdy nie będzie esencją drzewnej aury. Z drugiej strony niech się martwią tym Ci, którzy oczekiwali suchej, wytrawnej dechy w kadzidlanym dymie. Tutaj tego nie będzie. I chwała Bogu przynajmniej na razie.
Szczypie długimi pazurami w nos dziecko Comme des Garcons. Te pazury są długie, ostro zakończone, na wpół czarodziejskie wręcz. Pieprz na początku, gałka muszkatołowa po chwili. Identycznie z buxtonowskim meczetem niemal, ale o mniejszym stopniu surowej ziołowości. Ten początek powala na kolana, bo mało jest perfum z tak silnie wyczuwalną nutą tych dwóch przypraw i to jeszcze jakoś sensownie sklejonych. Jednocześnie nie jest trudno przewidzieć, że zachwycając się początkiem wytoczę poważne oskarżenia przeciw późniejszym etapom Wonderwood i niestety nie chce być inaczej.
Kompozycja stacza się w pyliste akordy drzewnej chemii z olbrzymim udziałem kaszmeranu jako głównej twarzy Wonderwood. Mnóstwo kurzu, wręcz brudu laboratoryjnego i bylejakości drzewnej nie może być zakwalifikowane w poczet zalet, ale wiem, że znajdzie to swoich amatorów. Zwracam uwagę, że w Ouarzazate ten wątek nie był tak mocno zaakcentowany i drzewo kaszmirowe tylko plątało się gdzieś w czeluściach kadzidła i głównodowodzących przypraw. Tutaj niestety nie udało się uniknąć akordu niepranego fartucha laboranta z wypalonymi dziurami. Co więcej, zaprzęgnięty do pomocy javanol, który jest tanim substytutem olejku sandałowego też nie wyprowadza kompozycji na prostą. Zaczyna wiać odpustem, a efekt jest tym większy im dalej brniemy w szczegóły. Weźmy np. taki aoud- deklarowany w składzie bez ogródek, który de facto jest reprezentowany przez rozcieńczone popłuczyny po pełnych mocy kulach Micallef. Koniec jest w ogóle chaotyczny, bez ładu, z wetiwerem, tonami chemii drzewnej i właśnie z agarem.
Kiedyś Lutens powiedział, że w swoich perfumach używa najlepszych składników; że syntetyczna ambra może być lepsza od naturalnej; że liczy się efekt i emocje a nie cena jako taka. W Comme des Garcons tego brakuje. Wonderwood jest karykaturą, która zastygłą w pół drogi między odorami antyzapachów papieru a klasyką drzewną. Szkoda, że jest zapachem aż tak mało naturalnym, i tak wulgarnym, prostackim wręcz. Może oszczędność na składnikach podyktowana byłą potrzebą eksperymentu „robimy szum i kiepski zapach, nie robimy szumu a zapach świetny”. To się nazywa chyba przerost formy nad treścią. Po nic mi film i ulotki jak dostaje kichę. Początek jednak piękny.
Nuty: pieprz, bergamota, olibanum, gałka muszkatołowa, cashmeran (drzewo kaszmirowe), jovanol (drzew sandałowe), drzewo gwajakowe, drzewo cedrowe, kminek, aoud, wetiwer, drzewo sandałowe, cristalon (jakkolwiek to pachnie)
Rok powstania: 2010
Twóca: Antoine Lie
Dostępność, cena i linia: w Polsce jeszcze niedostępny, ale pojawi się za parę dni; na luckyscent.com za 50 mL wody perfumowanej zapłacimy 95 $ a za 100 mL- 125$
Fot. nr 2 z miasto.zgierz.pl