Aventus powstał z okazji 250. rocznicy powstania marki Creed, o której napiszę już wkrótce. Dziś (tylko) o zapachu.
„…osabia siłę, władzę, wizjonerstwo i sukces (jest uwielbiany przez kobiety). Aventus został zainspirowany dramatycznym życiem Cesarza Napoleona, który toczył wojny, zaprowadzał pokój i bujnie romansował. A wszystko na warunkach, które on sam stawiał. Kłusując na koniu zawsze zmierzał do zwycięstwa.” 1)
Każda premiera domu perfumeryjnego Creed to dla mnie donośne wydarzenie, bo obecnie lansowane zapachy nie są tak straszliwie skostniałe (ten Napoleon w opisie może zmylić) i nudne jak te z przeszłości. Do tego dodam fascynację słodkimi owocami, która w ostatnim czasie osiąga u mnie apogeum, i może jeszcze miłe wspomnienie po poprzedniej premierze. Zresztą mało kto potrafił zarzucić coś Acqua Fiorentina– śliwkowemu absolutowi w wykonaniu Erwina i Oliviera (Aventus też jest ich wspólnym dziełem), który w moich oczach (nosie) urastał przez wiele miesięcy. Pozytywne nastawienie miało swoje podstawy. Solidne podstawy. I powiem szczerze, że się nie rozczarowałem.
Oczywiście próżno po marce jaką jest Creed oczekiwać perfumiarskich młotów pneumatycznych. Aventus– ostatnia męska propozycja wpisuje się w ten styl. Tu wszystko migocze w sposób zdecydowany, ale nie ordynarny. Zanim jeszcze poznałem dokładne nuty tej kompozycji już w nosie świdrowała kwaśne porzeczka z podobną nutą bergamotki. Pojawia się też motyw znany z Delirium, czyli tonące jabłka w lodowatej wodzie. Zwróćcie uwagę, że kompozycja niby wychodzi z oklepanych świeżych nut, ale jednak przedstawia je w sposób idealny do strawienia dla odbiorcy. No i męski ponad wszelką wątpliwość, choć porzeczka do najbardziej samczych składników nie należy przecież. Wypada jeszcze powiedzieć, że jej gra została przeciągnięta i wmurowana w serce i bazę tej kompozycji. Przechodzi przez każde stadium i odsłania zupełnie inne obrazy, choć nigdy, przenigdy nie robi się frywolna i, nie daj Bóg, kobieca.
I trochę szkoda, że po dynamicznych fazach Aventus spada w bazę, która jest ekstraktem neutralności zapachowej. Owszem, w kategoriach klasyków męskich prezentuje się nieźle, ale skoro Creed’owie potrafili z nut owocowych wyczarować coś tak dobrego to oczekiwałbym tego samego w końcówce tych perfum. A tak mamy drzewną, dość suchą, otartą o fougere nutę głębi, która nijak ma się do żywiołowej porzeczki, która na tym etapie już praktycznie nie istnieje.
Ogólnie Aventus to kompozycja udana, choć na pewno nie tak odkrywcza jak damska Acqua Fiorentina. Tutaj postawiono na grę porzeczki i to się udało. Baza też się udała i naprawdę nie mogę się do niej przyczepić pod względem kunsztu perfumiarskiego. Tylko trochę wieje nudą, ale da się to przeżyć. A i jeszcze rzecz o flakonie, bo to ważne. Jest o ozdobiony najprawdziwszą czarną skórą oraz okraszony postacią jeźdźca na koniu. Ma to symbolizować bezgranicznego ducha przygody. Olfaktorycznej przede wszystkim.
Nuty: porzeczka, bergamotka, jabłka, ananas, brzoza, mech dębowy, ambra, wanilia, paczula, róża, jaśmin, piżmo
Rok powstania: 2010
Twórca: Olivier Creed i Erwin Creed
Cyt. nr 1 z missala.pl
Fot. nr 2 z danish-schnapps-recipes.com