Piszę o obu na raz, ponieważ oba miały debiut w 2010 roku i oba wyszły spod tych samych nozdrzy.
Niby zapach letniego zachodu słońca w małej, rybackiej wiosce o nazwie Montauk. Andy miał tam często przyjeżdżać na krótkie urlopy. Poza tym perfumy mają wyrażać jednocześnie miasto i wieś, dualizm Long Island, która z jednej strony okraszona jest Wielkim Jabłkiem, z drugiej natomiast sielanką wiejskich klimatów.
Sam Montauk pachnie tragicznie, jak męskie pachnidło z grupy Sport. Mnóstwo chemicznych akordów drzewno-piżmowych. Do tego atmosfera przeżartych lizolem kwiatów i ozon, którego się jednak w składzie nie deklaruje. Jest to najsłabszy ze wszystkim znanych mi zapachów marki Bond No. 9. Jego rozwój w czasie polega jedynie na coraz bardziej traumatycznej ekspozycji akordów chemicznych, drzewnych, laboratoryjnych.
Nuty: bergamotka, wawrzyn, czarna porzeczka, hiacynt, wiciokrzew, konwalia, klon, dąb, ambra
Rok powstania: 2010
Twórca: Laurent de Guernec
Cena, dostępność, linia: za 100 mL wody perfumowanej zapłacimy w perfumerii Quality Missala 890 zł, za 50 mL- 585 zł
Tu wieje lekkim hardkorem. Zapach, oprócz tego, że został zainspirowany najnowszym z nowojorskich parków, pachnie rewitalizacją przestrzeni miejskiej… Czego to już ludzie nie wymyślą.
Mówi się, że to perfumy morsko-aldehydowo-zielone. Guzik prawda. Jest to kolejna, marna intepretacja kwiatów w damskim wydaniu. Pięć ton chemii, jakieś zielone akordy. Producent deklaruje w składzie tulipany, ale to chyba kwiaty z laboratorium Dextera. High Line jest drugim najbardziej marnym zapachem ze stajni Bond No. 9.
Nuty: bergamotka, miłka okazała, róża, tulipan, szafirek, dąb
Rok powstania: 2010
Twórca: Laurent de Guernec
Cena, dostępność, linia: za 100 mL wody perfumowanej zapłacimy w perfumerii Quality Missala 890 zł, za 50 mL- 585 zł
Laurent de Guernec miał zły czas. Oj bardzo zły czas. Jeszcze gorszy miała właścicielka Bond No. 9, że zgodziła się na taką chałę.
Fot. nr 1 i 2 z missomnimedia.com