Ostatni z zapachów L.12.12 jest też najbardziej męski. Bez dwóch zdań. W ciemnym flakonie kryją się perfumy o naprawdę ciekawej fakturze. Zgodnie z zamierzeniem twórców, L.12.12 Bleu ma być bardziej skoncentrowaną wersję Blanc. I już na wstępnie powiem, że wyszło to Niebieskiemu na dobre. W sumie mało podobny jest do marnej wersji Białej, choć pewnie elementy faktycznie się zakleszczają. Przejdę jednak od razu do meritum…
Zapach rozpoczyna się eksplozją świeżych nut cytrusowych wzbogaconych miętą. Przy tym wszystkim nie pachnie odpustową tandetą, ale w prosty, stanowczy sposób niesie orzeźwienie i męski pierwiastek. Takie zagranie sprawia, że L.12.12 Bleu naprawdę ciężko pomylić z damskimi pachnidłami. Na tym początkowym etapie nie jest jeszcze niebieski, ale bardziej lodowato zielony. Wyraźna mięta wprowadza ten klimat. Później w miarę płynnie przechodzi w bardziej ostre akordy. Typowe męskie, wyraziste, o szorstkiej fakturze. Trzeba pochwalić też perfumiarza Lacoste, że uniknął przeładowanie chemicznymi piżmami. L.12.12 Bleu nie wchodzi w jądro śmierdzące syntetykami. I chwała mu za to. Jest strawna paczula i sporo ciemnozielonego mchu.
Od początku do końca jest to kompozycja klasyczna, ostra, bezsprzecznie męska. Obok lekko szalonego Zielonego (L.12.12 Vert), Niebieski zajmuje drugie miejsce na podium tegorocznych premier Lacoste, choć zupełnie nie jest to typ zapachów, które lubię ja.
Nuty: grejpfrut, szałwia, mięta, nuty wodne, ambra, paczula, mech dębowy
Rok powstania: 2011
Twórca: b.d.
Cena, dostępność, linia: za 30 mL zapłacimy 169 zł, za 100 mL – 269 zł
Fot. nr 2 z thegirlfromtheghetto.files.wordpress.com