Sezon ogórkowy chyba się rozpoczął. Niszowych premier brak, a czasu też lack, żeby podjechać do zaprzyjaźnionej Sephory po próbki. Postanowiłem więc po raz kolejny wrócić do półki trochę niższej cenowo i dać szansę dwóm pachnidłom. Pierwszym z nich jest jest Magic Man marki Bruno Banani. Dlaczego akurat on? Firma Procter&Gamble;, producent kompozycji… zapachowej chwali się, że do produkcji użyła sporej liczby naturalnych składników. Informacja ta stała się motorem…
Początek przypomina obłaskawione Coney Island marki Bond No. 9. Traumatyczna woń pleśniejącej czekolady została zastąpiona dość ciekawym zielem angielskim i sporą dawką rozcieńczonych akordów Bois d’Ombrie. Szkoda, że nie udało się im uniknąć chemicznych, męsko-plastikowych wstawek. W Magic Man są one jednak bardzo niemrawe i porównywalne z syntetykami Zirh Ikon. Dopiero później pojawi się nuta nadpalonej czekolady. W sumie wygląda to tak: ktoś wylał mleczną tabliczkę na patelnię, dodał trochę proszku do prania i nastawił na maksymalny gaz. Od spodu czuć węgiel i karmel, od góry aromatyczną woń kakao i ciepłego prania. Nie myślałem, że wizje niesione przez zapach z tej półki mogą być tak sugestywne. I tylko szkoda, że baza już nie zaskakuje tak pozytywnie. Owszem, wyróżnia się na plus. Stosunkowo mało czuć tu plastiku, ale ani paczuli, ani drewna, ani ambry nie czuję. Tak, czy siak za taką cenę to produkt więcej niż godny polecenia. Choć moim liderem na tej półce i tak pozostaje Adidas Active Bodies i oudowy Nike Green Storm.
Nuty: gin, kardamon, kadzidło, ziele angielskie, kakao, orzech pekanowy, nagietek, cyklamen, paczula, nuta drzewna, nuta ambrowa
Rok powstania: 2008
Twórca: b.d.
Cena, dostępność, linia: za 50 mL wody toaletowej zapłacimy około 100 zł w perfumeriach internetowych, ale zapach jest szeroko dostępny.