Do limitowanych edycji, zwłaszcza letnich, podchodzę bardzo ostrożnie. Uważam, że to naciąganie klientów na produkty o marnej jakości, które pasożytują na wizerunku klasyków. Tak jest w większości przypadków, ale tegoroczna premiera Muglera do niej nie należy. Na szczęście!
Alien Or d’Ambre to naprawdę świetny zapach, o którym napisać po prostu trzeba. Rozpoczyna się żelazistym akordem owocowym. Jest kwaśny i zielony jednocześnie. Według producenta powinno to być kiwi i tonik. Mnie się bardziej kojarzy z zapachem zimnego żelaza, nie do końca dojrzałych owoców, może nawet w krwią. Elementy fizjologiczne, bardzo naturalne, czy wręcz naturalistyczne są nieodłącznym elementem Alien Or d’Ambre. I błędem jest pisać, że należą tylko do nut głowy. Na mój nos tracą one z czasem swoją moc, opadają na kwiatowo-ambrową posadzkę, ale nie znikają. Żelazo lekko się nadtapia w skupionej wiązce promieni słonecznych. Wsiąka w ciepłą, miękką bazę, lecz ciągle jest widoczne. W zestawieniu z transparentną nutą kwiatową tworzy wręcz szpitalne brzmienie, które nie jest zagłuszane przez długi czas.
Takie zapachy jak Alien Or d’Ambre przekonują, że letnie limitowanki nie muszą oznaczać ordynarnego dojenia klasyków. Dominique Ropion wykonał kawał dobrej roboty, i tylko szkoda, że to zapach, który niedługo zniknie z rynku, bo strata będzie to wielka. Polecam kupować, póki można.
Nuty: kiwi, tonik, wanilia, storczyk, jaśmin, ambra, akord drzewny
Rok powstania: 2011
Twórca: Dominique Ropion
Cena, dostępność, linia: 60 mL; woda toaletowa, którą dostaniemy w Sephorze
Trwałość: świetna, nawet 10 godzin
Fot. nr 2 z mobini.pl