![]() |
Shot z kampanii Kenzo Jungle Pour Homme. |
Przez niektórych uważany jest za szczytowe osiągnięcie męskiej perfumerii. Mocno drzewny, ale nie dymny. Pełen przypraw, ale nie piekący. Przy tym wszystkim jego konstrukcja zachwyca zarówno fanów olfaktorycznej niszy, jak i zwykłych Kowalskich. Zresztą czego oczekiwać po perfumach, które za rodzeństwo mają wycofanego Tygrysa i mistrzowskiego Słonia.
Skórzasta, podbrązowiona bergamota stoi na czele fali. Jest pierwszym bodźcem, który dociera do węchomózgowia. Nie jest to jej owocowa twarz o niskim pH. W Jungle nabiera nieco nadwęglonego charakteru. Tuż za nią stąpa…
No a następnie, czyli po jakichś 20 minutach, zaczyna się coś, co sprawia, że Jungle jest wielkie. W skrócie można nazwać to drzewnym akordem z wielką ilością muszkatu. W tym czasie kompozycja bezdymnie tli się na skórze. Jarzy ciepłym światłem nadpalonych drew. Trudno mi wyłuskać pojedyncze elementy tego obrazu, choć cedr widoczni góruje nad deklarowanymi w składzie ingrediencjami drzewnymi: sandałem, gwajakiem, benzoinem i wetiwerem. Całość jest ściśle ze sobą stopiona.
Zmiany Zebry nie polegają na zastępowaniu jednych nut przez drugie. Tutaj chodzi o widocznie różne kształty tego, co zostało już pokazane. Raz drzewne nuty są ostre i przypominają świeżo heblowane belki. Kiedy indziej składniki zyskują suchą manierę, którą potęguje spora ilość gałki muszkatołowej. Swoją drogą trzeba napisać, że to ona jest bezwzględnie pierwszoplanowym bohaterem Jungle Pour Homme. Tę kręcącą, nieco korzenną nutę czuć nawet po 8, 9 godzinach. To podpis Zebry.
Nuty: bergamotka, limetka, gałka muszkatołowa, drewno cedrowe, drewno gwajakowe, benzoin, ambra, goździk, wetiwer, yerbamate, benzoin, kardamon, czarny pieprz, cytryna
Rok powstania: 1998
Twórca: b.d.
Cena, dostępność, linia: woda toaletowa o dostępna w pojemności 100 mL; w Polsce tylko w internecie
Trwałość: bardzo dobra, do 11 godzin