Z ostatnich premier Penhaligon’s to właśnie Juniper Sling zrobił na mnie największe wrażenie.
Wydaje z siebie opary gorzkiej do szpiku kości chininy. Wykręca tą mokrą goryczą nabłonki węchowe, ale jest w tym wszystkim element szaleńczej przyjemności. Podoba mi się, choć za ginem i za tonikiem nie przepadam. A początek w Juniper Sling to żywo ten drugi.
Owoce jałowca pospolitego. |
Klimaty przeciwmalaryczne szybko znikają i kompozycja wychodzi na bardziej otwarte wody. Czuć świeży jałowiec, czuć lekko dymną skórę i słodką nutę ziół. Całość wciąż nie jest sucha, więc grzechem jest posądzać Juniper Sling o właściwości dusiciela. To zapach nad wyraz przyjazny i dopasowany do ciała. Klimatycznie zbliżony jest do X for Men Clive Christiana oraz wycofywanego już Kenzo Indigo Pour Homme. Choć z definicji jest uniseksem to wyraźnie ciąży w kierunku męskiej strony. Zwłaszcza w skórzanej, drzewnej i lekko tylko słodkiej bazie.
Perfumy lekko pełzają po skórze. Nie zachodzą w nich jakieś nieprzewidywalne zmiany. Są w pewien sposób eleganckie i myślę, że w kategorii męskich pachnideł nie pojawiło się w tym roku nic lepszego. Na pewno docenią go fani Aventus’a. Posunę się nawet to stwierdzenia, że Juniper Sling stoi tak blisko Creed’a, że trudno jednoznacznie określić, który z zapachów jest lepiej skomponowany.
Nuty: cynamon, brandy, jałowiec, kardamon, arcydzięgiel, skóra, czarny pieprz, irys, cukier, wiśnie, wetiwer, piżmo, ambra
Rok powstania: 2011
Twórca: Olivier Cresp
Cena, dostępność, linia: woda toaletowa; około 370 zł za 50 mL
Trwałość: dobra, około 6 godzin
Fot. nr 2 z mdidea.com