Chanel Coco Noir znajdziesz w perfumerii E-Glamour.pl
Nuty zapachu nie były owiane tajemnicą. Znajdziemy w nich grejpfruta, mandarynkę, bergamotkę, pomarańczę, różę, brzoskwinię, ambrette, lilię, orchideę, jaśmin, cedr, paczulę, piżmo, sandał oraz bób tonka. Czy są one takie znowu noir?
Nie będzie ta recenzja zatem ujadaniem do księżyca. Olibanum, labdanum i cedru w składzie Coco Noir nie ma. Trudno zatem być zawiedzionym, że nie dostaliśmy bardziej eleganckiej wersji koksowniczych wyziewów Normy Kamali.
Punktem wyjście musi być nazwa. Według mnie powinna brzmieć „Coco Mademoiselle Noir” a nie „Coco Noir”. Z klasyczną czarną Coco nie mają nowe perfumy Chanel zbyt wiele wspólnego. Z wersją dla panien – owszem.
Początek mamy kwiatowy, ciepły i dość skondensowany. Od początku podbity jest nieco chropowatą paczulą i rozświetlony owocami. Ładny. W pewien sposób ujmujący, ale zbytnio podobny do Coco Mademoiselle. Gdybym jednak miał wskazać, który z nich jest lepszy to wersja Noir wygrywa. Nieznacznie, ale jednak.
Później występuje klasyczny akord kwiatowo-drzewny. Wyraźny, nieco retro, gdzieś w tle otarty o szypr. Elegancki, ale nie nowatorski. Końcówka za to zmiękcza się. Można śmiało powiedzieć, że jest otulająca, nieco drzewna i zmysłowa. Do ostatnich chwil czuć też kwiaty w wytrawnej, suchej wersji. Jest nieźle, bardzo nieźle, ale wciąż czuję pewien niedosyt.
Nuty: grejpfrut, mandarynka, bergamotka, pomarańcza, brzoskwinia, ambrette, lilia, orchidea, jaśmin, drewno cedrowe, paczula, piżmo, drewno sandałowe, bób tonka
Rok powstania: 2012
Twórca: Jacques Polge
Cena, dostępność, linia: woda perfumowna, 50 mL – 447 zł, 100 mL – 641
Trwałość: dobra, około 6-7 godzin
Fot. z mat. prasowych.