Waniliowy Alien. To musi być coś. Zwłaszcza jeśli jest tam też kadzidło, irys i mirra.
Kompozycja bezsprzecznie wyróżnia się na półkach selektywnych perfumerii. Wyróżnia w sposób szczególny, ponieważ za zastosowaniem odważnych składników poszła też niesamowita wartość perfumeryjna. Chodzi o to, że Alien Essence Absolue nie haczy o wywrzeszczane akordy niszy. No i nie popada w popłuczynowe klimaty mainstreamu. To wyważenie jest pierwszą i najważniejszą zaletą.
Sam zapach jest jaśminowy i waniliowy. Jednak nie jest słodki. O ile jaśmin jest tu dość klasyczny, to wanilia ciąży w stronę wariacji Mony di Orio. Nie jest infantylną waniliną, ale szlachetnym absolutem. Jest zatem sucho, wytrawnie, gorzko. To taki swoisty paradoks – gorzka wanilia. A jednak!
Zaznaczam, że Alien Essence Absolue nie ulga totalnej metamorfozie na skórze. Klimaty waniliowe i jaśminowe dominują od początku. Jedynie sama końcówka, ostatnie dwie godziny nabierają bardziej drzewnej maniery. Na tym etapie można śmiało sięgnąć po porównania do Dior Addict. Przyczepiłbym się tylko zbytniej koncentracji nuty kurzu. To pewnie kaszmeran. Polecam jednak poddać analizie tę końcówkę na własnej skórze. Ja jestem wybitnie wyczulony na ten syntetyczny składnik.
Nuty: jaśmin, wanilia, drewno kaszmirowe, mirra, olibanum, irys, ambra
Rok powstania: 2012
Twórca: b.d.
Cena, dostępność, linia: woda perfumowa; za 30 mL zapłacimy 320 zł; za 60 mL 45 zł; obie butelki mają możliwość uzupełnienia
Trwałość: świetna, około 8-9 godzin