Patrizia ma pachnieć mocną muzyką graną z całych sił. Ma pachnieć żywicznym galbanum a od razu pachnie mężczyzną, choć niby kobieca to woń.
Od prawie roku ostrzyłem zęby na zapachy sygnowane logo Patrizia Pepe. O marce było głośno w tamtym roku (a może dwa lata temu?), kiedy debiutowały w Polsce butiki z ubraniami. W części z nich są dostępne dwa zapachy florenckiej dyktatorki mody. Ale co ciekawe, perfumy są klasyfikowane jako nisza i z tą etykietą występują na targach perfumeryjnych i w samych perfumeriach (od poniedziałku będą dostępne w warszawskiej perfumerii niszowej – Mon Credo).
Początek jest ostry. Przypomina zapach dentysty. Takiego z mocną ręką. Takiego, u którego borowanie jest równoznaczne z utratą przytomności. Patrizia ma bardzo specyficzny akord początkowy. Są tu cytrusy i żywcem wzięty z męskiej perfumerii akord paprociowy. I nie wierzę, po prostu nie wierzę, że nie ma w składzie tej kompozycji lawendy. Obok bobu tonka to najbardziej wyczuwalna nuta w kompozycji. Na niej rośnie kwaśna malina, taka bez robaka i nie do końca dojrzała. Faktycznie czuć też praliny. W wersji bez cukru. Wytrawne. Piękne.
Czy czegoś Wam to nie przypomina? Pewnie nie, ale mnie owszem. Patrizia to najbliższa siostra nieżyjącej już Jil (mówię o pierwszej, nieodżałowanej wersji z 1997 roku). O ile dziecko Sander ma bardziej słodką, mleczną i drzewną bazę, to córka Bambi wchodzi w zielone, lekko żywiczne obszary, gdzie rośnie galbanum. Oba zapachy zajmują miejsce w tym samym polu olfaktorycznej mapy. Faworytem jest Jil, ale bierzmy pod uwagę, że powstała w czasie, kiedy tworzenie zapachów nie było ograniczone tysiącem rozporządzeń i zaleceń o substancjach stosowanych w przemyśle perfumeryjnym.
Nuty: malina, bób tonka, galbanum, czekolada, limetka, bergamotka, jaśmin, wanilia, piżmo
Rok powstania: 2011
Twórca: Sophie Labbe
Cena, dostępność, linia: woda perfumowana
Trwałość: świetna, ponad 10 godzin
Fot. nr 2 z bemaandpas.com