Półka semi-selektywna udowadnia, że wciąż potrafi zaskoczyć. Tegoroczną (w Polsce) premierę lansowaną przez barbadoską wokalistkę mogłabym określić w trzech słowach: bezpieczna, kremowa, słodka. Ale oczywiście tego nie zrobię.
Po całkiem udanym Reb’l Fleur oraz moim faworycie Rebelle ulubienica bywalczyń nadmorskich dyskotek oraz druga po Whitney Houston najsłynniejsza śpiewająca ofiara przemocy domowej lansuje kolejny zapach. Tak jak w przypadku poprzedników i tu jest słodko, ale w dalszym ciągu nie infantylnie.
Początek rozpościera na skórze lekko owocowy ulep z guawą i gruszką w roli głównej. Założę się, że właśnie w tym momencie powinno być do bólu syntetycznie i czuliście tysiące razy podobną miksturę, ale warto poczekać. Po czasie bowiem robi się…kremowo. W ulepie zaczyna brzmieć jaśmin, choć wszelkich przewrażliwionych na ten składnik uprzedzam – białe kwiaty nie krzyczą tu, nie dominują, nie powodują migrenopodobnych sensacji. Lekko wtapiają się w słodkie podbicie Nude zapewniając bardzo przyjemne olfaktoryczne wrażenia.
Baza solidna, zbudowana na piżmach z przyjemnym podbiciem drzewnym. Tak nie pachnie półka celebrytów, choć masom zapach może przypaść do gustu. Mimo solidnego warsztatu jest zwyczajnie przyjemny, choć wysokie temperatury raczej nie sprzyjają noszeniu w moim personalnym odczuciu – może lekko zemdlić, szczególnie, że waniliowe niuanse są mocno wyczuwalne.
Nude to w mojej opinii zapach łóżka, czystej, białej pościeli. Bezpieczny, bliskoskórny, wręcz intymny. Nie męczy, nie uwiera, otula. Do trzech razy sztuka? Być może. Warto testować, zaufajcie.
Nuty: guawa, mandarynka, gruszka, kwiat pomarańczy, jaśmin, gardenia, drzewo sandałowe, waniliowa orchidea, piżmo
Rok powstania: 2012
Twórca: Harry Fremont
Cena, dostępność, linia: woda perfumowana dostępna w pojemnościach 30, 50 i 100 ml.
Trwałość: dobra, około sześciu godzin.