Calvin Klein One Shock Edition for Him znajdziesz w perfumerii E-Glamour.pl
Duet One Shock to jedno z największych osiągnięć marki Calvin Klein w dziedzinie perfum. Męska edycja jest nieco słodka, puchata, nasycona paczulą, w damskiej postawiono na soczyste, dopracowane jeżyny. Tym sposobem sięgnąłem po Street Edition. Skoro pierwowzór był dobry, to jest szansa, że sequel nie będzie przykrością dla nosa.
CK One Shock Street Edition for Her
Zaskoczenie już na początek. Czuć pieczone w gęstym karmelu owoce, gęstym tak bardzo, że wbita weń łyżka stoi na baczność. Brzoskwinie, porzeczki, ananasy, śliwki i cytryny skwierczą w przyjemnym rytmie, lekko się rumienią i oddają to co w nich najlepsze – kwaskowatą słodycz, która od teraz objęta jest sidłami karmelu. I na dobrą sprawę powyższe dwa zdania mogą służyć za całą recenzję One Shock Street Edition for Her.
Zapach jest prosty, nie chce się rozwijać na skórze w sposób gwałtowny. Dopiero w bazie porzuca nieco cukierkowej mocy i przysiada pod wielkim, rozłożystym liściem, nieco tylko piwnicznej, paczuli. Nie jest to jednak efekt aż tak silny, żeby mówić o wilgotnych lochach i kiełkujących ziemniakach. Skojarzenia z Neonaturą Cocoon w nieco większym stopniu przekazują obraz perfum, bo w składzie Street Edition też jest kakao. Trudno jednak prostotę uważać za ujmę, bo rozkosze niesione przez tę kompozycję są ponadprzeciętne, a przecież o to właśnie chodzi.
Nuty: śliwka, bergamotka, mandarynka, karmel, kakao, akord owocowy, piżmo, drewno sandałowe, paczula, ambra
CK One Shock Street Edition for Him
Tu zaś jest problem. Początek jest tak chemiczny, że aż zęby bolą. To chyba nuta mojito, która się nie udała. Istotny jest fakt, że akord ten uchodzi po 20-30 minutach, a z niego powstaje kakao w wersji holograficznej.
Pamiętacie dawny serial dla dzieci Power Rangers i Zordona? To właśnie w tych perfumach ktoś się pokusił o interpretacje czekoladowego napoju w wersji wirtualnej i wzmocnionej dla „dowódcy” kolorowych wojowników.
One Shock Street Edition for Him pachnie rozgrzanymi kablami, trochę ozonem, kurzem na żarówce, tuszem, no i kakao też pachnie. Momentami robi się bardziej klasycznie, z przyprawami i cytrusami, ale ogólnie trzeba powiedzieć, że kompozycja oscyluje bliżej zardonowskiego trunku.
Podobnie, jak w wersji damskiej, tak też męska edycja niezbyt chce się zmieniać w dalszej części. Jej rozwoju polega po prostu na ubytku mocy w miarę, jak Zardon opróżnia swój wirtualny, bitowy kubek.
Nuty: kakao, geranium, akord przyprawowy, cytrusy, mojito