Przygodę z marką Eisenberg warto zacząć od najbardziej cenionych perfum. W tym przypadku to J’ose.
Męski, słodki, otarty o mocne fougere z lawendowym brzmieniem. Taki właśnie jest J’ose. Trudno odmówić kompozycji zapachowej charakteru, ale trzeba mieć świadomość, że nie każdy będzie mógł wytrzymać z takim boa na szyi. Bo przyznać trzeba, że męski klasyk Eisenberga siłę ma nieprzeciętną. Nim się obejrzysz już możesz leżeć pod zwałami lawendowej kawy i tonami trzcinowego cukru. Zalecam więc aplikację z umiarem. Spokojnie. Dwa naciśnięcia atomizera wystarczą na cały dzień – perfumy są niebywale trwałe.
Pośród wad wyliczam duże podobieństwo do JPG Le Male. Oprócz tego J’ose potrafi uwolnić z siebie jakieś pseudokwiatowe, nieco chemiczne cząstki. Nie dzieje się to jednak zawsze i zdarza się niemal wyłącznie w ciągu pierwszych 30 minut po aplikacji. Mam nawet pewną hipotezę na ten temat i dotyczy ona występujących w głowie nut arcydzięgiela oraz mięty. Oba te składniki, zarówno w wersji naturalnej jak i syntetycznej, mogą dawać wrażenie duszącego kurzu. Jeśli weźmiemy pod uwagę ogólnie ciężki charakter J’ose, to efekt ten będzie spotęgowany. I pewnie stąd te chemiczne skojarzenia.
Perfumy nadrabiają jednak z sercu i bazie. Stają się rozkoszne, kremowe. Przysięgałbym, że czuję w nich kwiat pomarańczy, którego jednak w spisie nut nie ma. Jest za to jaśmin – ciężki, kremowy, słodki i nieco fizjologiczny. Świetne pasuje do tła J’ose. Również baza może się podobać, choć brakuje jej pazura. Jest zbyt potulna i wygładzona na mój nos. Całościowo, męski klasyk marki Eisenberg robi bardzo dobre wrażenie.
Nuty: kawa, lawenda, arcydzięgiel, cytryna, mięta, paczula, drewno cedrowe, piżmo, drewno sandałowe, ambra
Rok premiery: 2010
Twórca: b.d.
Cena, dostępność, linia: zapach dostępny jako woda perfumowana o pojemności 30 i 100 mL
Trwałość: bardzo dobra, 9-10 godzin