Spuśćmy zasłonę milczenia na nazwę i marketing, skupiając się jednocześnie na kompozycji.
Pod tym względem perfumy Tom Ford Rose Prick znacząco nadrabiają i wcale nie są jakąś różową wydmuszką nastawioną na wielki, komercyjny sukces. Nie są to też perfumy wprost różane lub monotematycznie nudne. Dla mnie najważniejszym faktem jest to, że wyróżniają się na tle konkurencji (i mówię tu o zapachach niszowych).
Nie będzie przesadą, jeśli napiszę, że to jeden z najbardziej wielowątkowych zapachów różanych, jakie przyszło mi poznać. Zresztą pewnym błędem jest pisanie o Rose Prick jako kompozycji różanej. To raczej przyprawowy szypr z elementami smakowitymi. Już samo takie określenie brzmi intrygująco, choć zapach jest jednocześnie trudny do oceny.
Początek ma drzewny, niesłodki. Więcej w nim aromatu starego drewna i zostawionej na setki lat w książce róży niż elementów żyjących. Na tym etapie to perfumy nieco retro z szyprowym sznytem. Przypominają też Nicolai Rose Oud, czyli właśnie różę drewienkową i wytrawną, a w zasadzie drewienka z cieniem róży. Tom Ford od początku wodzi nas za nos, ponieważ oficjalnie podane nuty nijak nie pasują do realiów tej kompozycji. Na pewno nie znajdziemy tu typowych wątków „nastolatkowych” i kakofonii taniego różu a’la Paris Hilton. To raczej wykwintny bal na Titanicu. Kompozycja jest na każdym etapie szlachetna i bardzo wysokich lotów.
Pojawią się tu tony korzenne, balsamiczne. Momentami róża przybiera postać pudrową i staroświecką. Ma w sobie pierwiastek tego, co Jean Paul Guerlain zawarł w swojej koronnej Nahemie. W sercu pojawi się metaliczny posmak aldehydów w stylu chanelowskim. Wszystko to sprawia, że Tom Ford Rose Prick zaskakuje niesamowitą klasą i zupełnie nie współgra z kampanią i marketingową otoczką.
Jedyną chwilą i jednym wątkiem, kiedy pojawiają się elementy „fleksi-pleksi” jest późne serce. Wówczas wyłoni się cień czegoś plastikowego, ale o szlachetnym brzmieniu Gucci Rush. Tam zresztą też grała róża z paczulą. To jest coś na kształt spoconej, syntetycznej sukienki błyszczącej w świetle dyskotekowych reflektorów. I w tym wypadku nie jest to wada. Ten element naprawdę tu pasuje i robi kapitalną robotę.
Zresztą zaraz po tym Rose Prick znowu nas zaskakuje swoją niebanalną, piękną bazą. Jest cicha, ale słodka, bardzo nowoczesna. Nie czujemy jednak w niej żadnej taniości lub fałszywych nut. Trudno byłoby ją nazwać po prostu smakowitą, choć niuanse karmelowo-toffi są wyraźnie widoczne.
Opinia końcowa o perfumach Tom Ford Rose Prick
Uważam, że jest to kompozycja genialna w swojej budowie. Przedstawia wiele, bardzo różnych obrazów. Łączy najwspanialsze akordy historyczne (klasyczny szypr, aldehydy i balsamiczną różę) z koronnymi osiągnięciami współczesnej perfumerii (akordy pikantny i smakowite)