Kolejny członek rodziny Obcego pojawił się w polskich perfumeriach.
Mugler Alien Goddess to pierwsze perfumy tej serii, które nie mają absolutnie żadnych związków z klasycznym Alien Eau de Parfum. Nie tylko nie znajdziemy tu jaśminu i kwiatu pomarańczy, ale również charakterystyczny drzewno-kaszmirowy akord bazy całkowicie został pominięty (oczywiście, w oficjalnym spisie nut występują te nuty, ale w praktyce nie poczujemy ich w formie znanej ze wcześniejszych Alienów). Np.: o ile zeszłoroczny Alien Mirage miał te wstawki, o tyle obecna odsłona to perfumy w 100% bez związków z rodziną.
I prawda jest taka, że bliżej im do świetlisto-waniliowych kompozycji z koncernu L’oreal z limitowanymi edycjami Tresor i La Vie Est Belle na czele, które z kolei były inspirowane nurtem Soleil Blanc, Olympea itd… . Natomiast jestem zdania, że ta interpretacja nie powala na kolana. Mugler przedstawił zapach wręcz prostacki na tle konkurencji. Na jego tle nawet Soleil Cristal jawi się jako ciekawsza i złożona mikstura.
Opinia końcowa o perfumach Mugler Alien Goddess
Ani to Alien, ani Goddess, a w kategorii świetlistych wanilii cała konkurencja prezentuje się lepiej, chociaż też nie jest to jakaś tragedia.