To będzie kolejna krótka recenzja, ale nie widzę sensu, żeby się rozpisywać.
Perfumy Giorgio Armani My Way Intense pachną w zasadzie tak jak klasyk (My Way Eau de Parfum), ale mocniej i trochę gorzej. Ubolewam na faktem, że wycięto wspaniałą grę bergamotki, która dla klasyka zdobyła mnóstwo punktów. Co prawda w spisie nut wciąż występuje, ale jej rolę zredukowano do zera. W zamian za to pojawia się ton pomarańczowy, słodszy, nieco likierowy – który w kompozycji gra spod kwiatów, jakby stanowił bazę. To też ciekawy zabieg i również zaliczam go w poczet zalet, choć nie tak dużych.
Sama tuberoza ma podobną formę, choć jednak nieco bardziej lepiącą. Stąd może pochodzić wrażenie większej mocy i zimowego charakteru kompozycji. Doceniam fakt wyważenia. W dalszym ciągu My Way Intense nie wchodzi w klimat zasłodzono-cukierkowo-ulepny, choć przechyla się w jego kierunku. Zmianę w tym typie odnajdziemy też w bazie, która nabrała bardziej kremowego wydźwięku za sprawą drewna sandałowego. Nie pachnie ono syntetycznie, choć zakładam, że naturalny olejek sandałowy z Nowej Kaledonii stanowi tylko niewielką część wrażenia. Podobnie jak w klasyku, fundament zyskuje kilka kryształków cukru. Wyraźnie czuć też syrop pomarańczowy.
Opinia końcowa o perfumach Giorgio Armani My Way Intense
Udany flanker, który faktycznie może być nazwany „intense”. Natomiast wycięcie głównej zalety My Way – naturalnej, genialnej bergamotki – jest stratą nie do nadrobienia. To sprawia, że nowa wersja nie jest tak wyjątkowa.