Marka L’Atelier Parfum debiutuje w Polsce ze swoją pierwszą kolekcją – Le Jardin Secret
Na blogu pojawią się recenzje całej piątki, ale zacznę od Verte Euphorie. To kompozycja cytrusowo-zielona, niezmiernie świeża, rześka. Kręci w nosie, choć daleko jej jednocześnie do wściekle agresywnego aromatu cytryny czy dawnych wód kolońskich. Przypomina woń gniecionych, młodych listków zebranych z drzew cytrusowych na ranem. Jest przy tym dość chłodna na początku – stąd ten ranek.
W spisie nut deklarowano grejpfruta i pomarańczę w czerwonej odmianie tarocco, choć nie mogę oprzeć się wrażeniu, że akord ten jest znacznie bardziej złożony. Czuć refleksy werbeny, trawy cytrynowej i olejku petitgrain. L’Atelier Verte Euphorie zachowuje się przy tym nadzwyczaj naturalnie, aż chce się je wąchać, i wąchać, i wąchać.
Jak na pachnidło w tym temacie, ciekawie się rozwija. Z listowia przechodzimy w obszary bardziej owocowe, nieco słodsze. Zieleń zastępowana jest odcieniami żółtego i pomarańczowego. Poziom cukru wzrasta, choć nie wchodzimy w obszary syropowate lub likierowe – jeśli już to delikatnie herbaciane. Pod tym względem perfumy L’Atelier pozostają wytrawne od początku do końca. Zresztą nawet po 3-4 godzinach na skórze wciąż czuć elementy cytrusowych chaszczy i mokrego listowia. Gdzieś w tle czai się gorycz skórki i nawet aromat zdrewniałej pestki – im dłużej zapach jest na skórze, tym częstsze są to wrażenia.
Opinia końcowa o perfumach L’Atelier Verte Euphorie
Zapach jest radosny, mógłby z powodzeniem być kompozycją z linii Aqua Allegoria, choć – i to muszę pokreślić – ma bardzo dobre parametry jak na perfumy cytrusowe. Pozwala się odkrywać przez długi czas. I ma dużą dozę oryginalności, kiedy wydawałoby się, że z cytrusów już niczego ciekawego nie zobaczymy.
W kategorii zapachów cytrusowych to naprawdę genialna premiera