Markę Byredo od lat uważam za tragedię i przede wszystkim efekt traktowania perfum wyłącznie jako biznesu (obok zaledwie kilku innych tego typu firm)
Trudno jednak przejść obojętnie wobec perfum Byredo De Los Santos, które prezentują się znacznie ciekawiej niż średnia tej marki. Bez czytania spisu nut jest to kompozycja ziołowa, sucha, nieco paczulowa i wetiwerowa z elementem kadzidła. Może gdzieś w tle czai się subtelna nuta tytoniu. Całość pozostaje raczej chłodna, a przy tym wszystko jest przestrzenne i nieinwazyjne.
Lektura oficjalnych materiałów wprawia w zdumienie, ponieważ De Los Santos ma zupełnie inne nuty. Złożenie ich w logiczną całość jest trudne. Szałwia byłaby zatem bohaterem głównym – ona odpowiada z wytrawną ziołowość. Później zaś może nabrać tytoniowej maniery. Czystek siwy, którego żywica przypomina aromat czystka labdanum, kreuje zapewne podton kadzidlany, ale nie jest to efekt kościelny, a bardziej drewniany.
Znaczącą częścią kompozycji Byredo jest też akord kojarzący się zazwyczaj niezbyt drogo – piżmowo-ambrowy. Natomiast perfumiarz firmy wybrnął z tematu bardzo ciekawie, ponieważ poszedł drogą piżm i ambry, którą wiele lat temu wybrała Maria Candida w swoim Elephant & Roses. W oby kompozycjach akord ten przypomina skórę, jest nieco zwierzęcy, ale czysty przy tym. Zupełnie nie pachnie jak jakieś tanie, zakurzone bazy.
Byredo De Los Santos nie są wybitnie zmienne na skórze. Wąchane zaraz po aplikacji i po kilku godzinach, pachną logicznie i spójnie. Natomiast nie znaczy to, że są wonią płaską lub nieciekawą. Ten jeden akord jest wielowątkowy i sam w sobie gra na skórze. Każdy składnik zmienia nieco swoją moc i, przede wszystkim, nie pachnie stereotypowo. Stąd też pomysł, że ujawniona piramida nut tych perfum została celowo zredukowana.
Opinia końcowa o perfumach Byredo De Los Santos
W portfolio tej firmy to jedna z ciekawszych pozycji. Jej największą zaletą jest to, że nie wieje taniością i oszukiwaniem klientów – jak większość pozostałych pozycji.