Recenzja będzie ponownie bardzo krótka, ale tym razem, wyjątkowo, nie wynika to z niskiej jakości.
Tom Ford Noir Extreme Parfum to jedna z najlepszych premier tego roku. Pachnie w sposób mocno zbliżony do wersji klasycznej – Tom Ford Noir Extreme Eau de Parfum, ale detale przemawiają na korzyść nowości. Jakie zatem mamy różnice?
Po pierwsze, Noir Extreme Parfum jest bardziej drzewne, wytrawne, ostre. Mniej w nim słodyczy, a więcej akcentów dymnych, momentami wręcz gorzkich. Na tle ogólnie słodszej bazy jest to efekt zapewniający ciekawy kontrast.
Po drugie, pomimo obecności elementów słodziaka-ulepiaka (tak było też w klasyku), składniki w tej kompozycji grają szlachetnie, mają naturalny wydźwięk i w tej kategorii mogą stanowić pewnego rodzaju benchmark.
Po trzecie, mniej mamy tu wanilii, a jej miejsce w bazie zajął akord drzewno-przyprawowy. Ta ostatnia faza przypomina trochę zdrewniałe, twarde łupiny kłącza imbiru czy kardamonu, które ktoś podgrzał w jakimś stosie płonącego drewna. Taka baza, wyczuwalna po wielu godzinach, stanowi dla mnie potwierdzenie jakości.
Opinia końcowa o perfumach Tom Ford Noir Extreme Parfum
Bardzo podobny do klasyka, ale w mojej opinii trochę lepszy.
I jeszcze uwaga techniczna. „Parfum” jest elementem nazwy, a nie stężenia. To jest woda perfumowana, która tylko nazywa się „Parfum”.