O ile nowa kolekcja niszowa od Givenchy była dla mnie pozytywnym zaskoczeniem jako całość, o tyle nowe trojaczki nie są jej najmocniejszą stroną
Całą trójkę łączy syntetyczny w wyrazie oud, który pozwala na połączenie ich ze słabszymi pozycjami Montale/Mancera. I nawet podejście marketingowe jest podobne, bo obie marki deklarują używanie naturalnej ingrediencji, a w rzeczywistości są to ilości śladowe. Na dokładne testy Givenchy Foudroyant zdecydowałem się tylko z powodu deklaracji balsamu tolutańskiego w spisie nut. To składnik tańszy od oudu, więc miałem nadzieję, że w naturalnej formie się obroni.
I sama kreacja akordu ambrowego jest ciekawa. Jest on lekko dymny, słodki, z niuansem ziołowego syropu i czymś subtelnie zwierzęco-słonym. Na pewno jest to wątek oryginalny i coś, czego chyba wcześniej nie było, a przynajmniej nie w takiej odsłonie. Natomiast im dalej „w las”, tym Givenchy Foudroyant traci animusz. Staje się wonią coraz bardziej płaską i chemiczną. Coraz mniej widać też też niszowego twistu, a niebezpiecznie zbliżamy się do półki męskiego mainstreamu.
Zresztą bez czytania spisu nut chyba nie odgadłbym obecności Tolu czy labdanum, ponieważ te perfumy bardzo podbite są prostymi związkami syntetycznymi. Czuć ten oud, a cała reszta jest trudniejsza do określenia.
Opinia końcowa o perfumach Givenchy Foudroyant
Głośny mocny początek ze świdrem sztucznego oudu, ciekawe i dopracowane serce oraz płaska, mainstreamowa baza.