Myślę, że w tym roku uda mi się zwiększyć liczbę testów i obok marek selektywnych pojawi się jeszcze więcej niszy. Tym sposobem czas na kolejną nową firmę na Nezie
Okazją do tego jest premiera perfum Maison Crivelli Neroli Nasimba. Zbudowano je na zasadzie kontrastu między kwiatem pomarańczy a skórą. To dość oryginalne, nietypowe rozwiązanie, które wcześniej mogliśmy zaobserwować rzadko, np. w kompozycji Sylvaine Delacourte Ozkan. Bardzo podoba mi się fakt, że Neroli Nasimba wyznacza jednak własną ścieżkę. Możemy w nich zobaczyć pewne elementy kwiatu pomarańczy w wykonaniu Francisa Kurkdjiana (Le Male, Fleur du Male, Custo Man), ale nie jest to nawiązanie wprost.
Początkowe fazy są ozdobione cytrusami, ale w w takiej nieco skórzastej formie, która przypomina pewne olejki bergamotkowe (choć bergamotka akurat w składzie Neroli Nasimba nie jest wymieniana). Zapach łączy tony delikatnych przypraw, kwiatowych cukierków i czegoś miękkiego, jakby zamszowego. Nie jest jednocześnie ani koloński, ani pudrowo-buduarowy, jak często kwiat pomarańczy przedstawiany jest w perfumach.
Kompozycja nie dokonuje na skórze wolty, ale nie można powiedzieć, że jest płaska. W ramach swojego obszaru roboczego iskrzy, faluje i żyje. Jest jednak komfortowa, momentami rozkosznie ciepła i słoneczna. Kwiat pomarańczy ze skórą w nielicznych sekundach odkrywają coś przybrudzonego, ale dzikiego jednocześnie. To taka minikropla zwierzaka, który jest elementem charakterystycznych dla naturalnego absolutu z kwiatów pomarańczy (i który był obecny w wariacjach Kurkdjiana).
W Maison Crivelli Neroli Nasimba nieco zabrakło bazy, ponieważ zapach kończy się nagle. Natomiast to pozwoliło uniknąć wejścia w jakieś chemiczne, tańsze brzmienia, więc doceniam tego typu konstrukcję.
Opinia końcowa o perfumach Maison Crivelli Neroli Nasimba
Bardzo udana, szlachetna nowość i już drugi pozytywnie oceniony kwiat pomarańczy w tym roku (po Kilian Can’t Stop Loving You).