Piękne pierwsze sekundy otaczają nas woalem pieprzu i kadzideł. Jest bajkowo!
Niestety, już po krótkiej chwili obcowania z Diptyque Lunamaris dochodzą do nosa nuty ISO E Super, kaszmeranu i molekuł a’la ambroksanowych. Ścisły start jest kościelny, trocinowy i pieprzny. To nie jest jednak kadzidło zimne w stylu Armani Bois d’Encens, ale z pewnym niuansem ciepła. Z tym, że ciepło nie jest naturalne, ale właśnie takie jakby w tym kościele chodziły kserokopiarki lub było ogrzewanie ferelkami. Doceniam jednak fakt, że przez pierwszą godzinę Lunamaris krzesze z siebie obrazy ze znaczącym udziałem naturalności.
Później zostaje wypłowiała, lekko słodka, lekko pudrowa i mocno zakurzona baza w stylu fundamentu męskich, świeżo-drzewnych perfum.
Opinia końcowa o perfumach Diptyque Lunamaris
Po pierwszych nutach myślałem, że to będzie najlepszy zapach tej kolekcji, ale wyszło znowu słabo…