Tutaj mamy pachnidło na wskroś męskie, wyraźnie skierowane do lat 70. i 80. i klasyków paproci
Santa Maria Novella Quercia to woń fougere-lawendowa w wydaniu, którego nie wąchałem od dawna. Byłem przekonany, że takich perfum już nikt nigdy nie wylansuje jako nowości. Cofamy się tu do klimatów zielonego Polo, Van Cleef & Arpels Tzar, Houbigant Duc de Vervins… Jest bardzo dojrzale, bardzo paprociowo i bardzo elegancko. No i męsko, choć formalnie Santa Maria Novella anonsuje to pachnidło jako uniseksowe.
Lawenda i cytrusy są preludium. Czuć bardzo dużo suchej paczuli i równie suchego wetiweru. Kompozycja jest wyraźnie barberska, ale nieco brakuje w niej słodyczy do pełni tego wrażenia.
Ona się nie zmienia zanadto. Powąchana na początku i na końcu pachnie podobnie. Oczywiście, nie jest tak, że zapach jest martwy, ale też nie ma tutaj spektakularnej gry rodem z wymienionych wyżej kompozycji. To niewielki dyshonor. Kolejny zarzut dotyczy tego, że bardzo naturalne składniki są przeszyte manierą nowoczesnych molekuł. W tym wypadku znowu jest to ISO E Super.
Quercia może się też kojarzyć z brodą, kosmetykami do golenia czy wręcz gabinetem golibrody z minionej epoki. To kompozycja, która ma w sobie też pewną ziołowość klasyków marki Carthusia – Uomo, 1681 czy Numero Uno, ale te wątki ziołowe są tłem dla akordu lawendowo-paprociowego. On dominuje tutaj bezsprzecznie.
Opinia końcowa o perfumach Santa Maria Novella Quercia
To na pewno wyróżniająca się premiera. Jeśli jednak spojrzymy na nią obiektywnym nosem i porównamy do konstrukcji wielkich poprzedników, to Quercia wypada średnio. Nie źle, nie dobrze, po prostu przeciętnie w swojej grupie.
Docenić należy jednak fakt, że jakaś marka lansuje taki produkt jako nowość w latach 20. XXI wieku. Odważny krok!