Po pierwszych testach zapach ten miał otrzymać notę bardzo niską. Wydawał się wtórny, nudny, zupełnie bez charakteru.
Kiedy jednak ponosiłem perfumy dłużej, to choć w pewnym stopniu zrozumiałem ukryte detale. Oczywiście, wciąż nie jest tak, że Maison Francis Kurkdjian Kurky to jakieś objawienie, ale w swojej, neutralno-słodkiej rodzinie zapachowej prezentuje się nieźle. Nawet na tle ostatnio testowanej Chanel Chance Eau Splenide, odsłona Kurkdjiana wypada wyraźnie lepiej.
To jednak perfumy dość proste. Rozpoczynają się rozcieńczoną, delikatną i miękką słodyczą. Nie jest to jednak słodycz dosłowna, którą bezpośrednio opiszemy jako owocową lub kwiatową, lub smakowitą. Nie jest to też różowa agresywność ani inne syntetyczne doznania. Ta słodycz ma w sobie przyjemne ciepło. Niesie skojarzenia z miękkością i kobiecością. I choć producent mówi, że ma to być aromat cukierków „tutti frutti”, to tak naprawdę woń gourmand w Kurky jest dalece bardziej wysublimowana. To trochę woń wnętrza sklepu z żelkami, a trochę cukierni. Kluczowe jest to, że w Kurky nie czujemy bezpośrednio żadnych łakoci. Czujemy raczej powietrze nad nimi. Z tego właśnie powodu są to wrażenia subtelne, ale niosące miłe skojarzenia. Raczej nikt nie powie, że perfumy te są mdlące, nadmierne słodkie, duszące itp…
Ukręcony z ten sposób akord słodki jest prezentowany na koktajlu piżmowym i miękkim. Mamy zatem wątki kosmetyczne i kremowo-drzewne. Odnoszę jednak wrażenie, że kompozycja Kurky została tam zaprojektowana, żeby akord „delikatnej, żelkowej słodyczy” był obecny cały czas na pierwszym planie. Piżmowa i delikatnie drzewna baza pełni zaś rolę wyłącznie wykończenia, takiej jakby poduszki, na której prezentowane są inne składniki.
Opinia końcowa o perfumach Maison Francis Kurkdjian Kurky
W swojej kategorii to perfumy warte uwagi, choć nie są też jakimś brylantem sztuki. To lekka, niezobowiązująca kompozycja, wyraźnie przechylona w kobiecą stronę.
Doceniam akord słodki za duży poziom oryginalności.