Kolejne premiery tej rodziny coraz bardziej oddalają się od porzeczkowo-paczulowo-różanego klasyka sprzed lat…
Na ten sezon dostajemy perfumy Giorgio Armani Si Passione Red Musk, które w ogóle mocniej nawiązują do kolekcji Burberry Her (z charakterystycznym tonem bakaratowym) niż do Si Eau de Parfum z 2013 roku. Nowa kompozycja jest jednak logicznym przedłużeniem tego, co wąchaliśmy w Si Passione Intense 2024. W mojej ocenie jest też pójściem do przodu i w górę. Jakość tej premiery wydaje mi się bowiem znacznie wyższa niż tej z 2024 roku.
Jest to kompozycja delikatnie owocowa, która jednak nie pachnie świeżymi truskawkami. To bardziej cukierki mleczno-truskawkowe w formie karmelków. To wyraźne wejście w tony smakowite/gourmand nie sprawia jednak, że perfumy są ciężkie lub jakieś dosadnie lepiące. Si Passione Red Musk pozostaje w obszarach lekkości i subtelnej słodyczy. Zakładam, że duży wpływ w tonowaniu nut ma obecność białych piżm, które też wnoszą pewną chmurkowość i miękkość.
Zapach ten jest bez wątpienia bardzo syntetyczny, ale niesamowicie przyjemny w odbiorze – tak jak karmelki truskawkowo-mleczne. Później moc tego wrażenia spada, a pojawia się wątek słodkiej róży. Nie jest to jednak róża konfiturowa, nasycona czerwienią i cukrem. To bardziej kwiat w pąku, pokryty czymś mlecznym i delikatnie pudrowym. I choć nie jest to wrażenie naturalnego olejku/absolutu z róży, to wciąż ma w sobie dozę uroku.
Dopiero w bazie uwidaczniają się tony znane z twórczości Francisa Kurkdjiana, ale po raz kolejny są one bardzo przestrzenne, nieszpitalne, niebandażowe, bardziej nawet jak Burberry Her a nie klasyczny BR 540. Mogą się kojarzyć z poziomkowym ptasim mleczkiem. Si Passione Red Musk nie staje się w bazie jakimś tragicznie sztucznym zapachem, co zdarzało się w różnych, poprzednich flankerach Si.
Opinia końcowa o perfumach Giorgio Armani Si Passione Red Musk
Myślę, że to dobra premiera. Na pewno wśród zalewu flankerów Si, ten zostanie zapamiętany.