
Po pobieżnych testach nadgarstkowych miałem możliwość poznania dokładnego tylko jednego z nowych ekstraktów tej firmy. Wybór padł na najcięższego zawodnika
Parfums de Marly Eragon to woń słodka, cynamonowo-waniliowa i drzewna. Nie jest jednak aż tak ulepna jak Althair. Wanilia aktualnej nowości jest nieco przesunięta w stronę drzewno-pudrową, którą swego czasu zaprezentowała marka Yves Saint Laurent w Babycat. I o ile na początku to podobieństwo jest spore, to po dokładniejszym teście, takim na skórze, okazuje się, że Eragon nie brzmi nawet w połowie tak szlachetnie jak konkurencja. I tutaj też nasuwa się porównanie do Tom Ford Eau de Ombre Leather, który w mojej ocenie jest o wiele lepszy.
Na początku Eragon brzmi dość przyjemnie i daje nadzieję na ciekawą grę. Mocno wybija się cynamon. W miarę upływu czasu traci cały animusz i pachnie ledwie jak podróbka wyżej wymienionych pozycji. Nie jest to ani kompozycji zmienna, ani wielowątkowa.
I tutaj znowu dochodzimy do bolączki naszych czasów i tragedii, jaką jest usilne dążenie do produkcji „ekstraktów perfum”. Polega na to tym, że do kompozycji zapachowej dodajemy mnóstwo utrwalaczy i syntetyków piżmowo-ambrowo-drzewnych. Następnie ogłaszamy, że to czyste perfumy i tak robimy bestseller. Nie chcę tutaj linkować przykładów, ale wszyscy znamy marki, które tak robią…
Po 3-4 godzinach Eragon bardzo mocno wchodzi w klimaty Exuma Black Vanilla, ale wydaje mi się, że propozycja Parfums de Marly pachnie, o dziwo, bardziej chemicznie. Być może to kwestia stężenia, które powoduje, że perfumy nabierają tak silnie syntetycznych niuansów.
Opinia końcowa o perfumach Parfums de Marly Eragon
Dla mnie to rozczarowanie i totalnie zbędny zapach. Konkurencja w tym obszarze przedstawiła zdecydowanie bardziej jakościowe propozycje.

Kampania perfum Eragon




