Takiego zachwytu nie czułem dawno. Pan Tauer musiał być na niezłym kopie, kiedy tworzył Incense Extreme. Ogólnie rzecz ujmując jest to kadzidło spalane, ale nie w powietrzu (tlenie) a w chlorze. Zapach pachnie jak dawne baseny. Efekt jest niesamowity, zważywszy na to, że cały czas w pobliżu kręci się cytryna z delikatnym irysem.
Początek to wielkie otumanienie jadowicie-żółtym gazem, w powietrzu aż czuć ten przenikliwy, ostry i bardzo drażniący zapach. Później ta chmura opada, dyfunduje w powietrzu, które nas otacza. Odsłania nowe horyzonty kadzidła. Olibanum jest tutaj trochę dziwne, bo po raz kolejny nie jest to typ kadzidła z Incensów CdG, czy choćby z Cardinala. Jest jasno, przestrzennie, świeżo, drażniąco. Mimo wszystko, nuty chlorowe nie pozwalają się zdetronizować- czas płynie, a one są ciągle na piedestale.
Później bardzo delikatnie pobrzmiewa świeży irys, lekko pudrowy, ale zupełnie martwy. Chlor wyżarł całe życie z tej rośliny. Właściwie można powiedzieć, że chlor skutecznie zdezynfekował całą kompozycję, która jest czysta i sterylna do bólu. Jasność i przestrzeń zawdzięcza właśnie przeżarciu przez ten żółty gaz. Swoją drogą ciekawe jakby się zachowało Incense Extreme pozbawione tej jadowitej nuty?
Tauer ze swoim kadzidłem wzbił się na wyżyny perfumeryjnej sztuki. Z tych kilku nut wiodących stworzył dzieło tak innowacyjne, że wyprzedzające dzisiejszą niszę o długie lata. Incense Extreme to nowe spojrzenie na kadzidło i odkrywcze połączenie go z innymi składnikami. To kadzidło olśniewające doskonałością, szkoda tylko, że tak idealne, iż aż nierealne.
Nuty: olibanum, przyprawy, irys, drzewo cedrowe, ambra
Rok powstania: 2007
Twórca: Andy Tauer