I ostatni z zapachów świątecznych- drzewny, słodki, kadzidlany. L`homme sage jest zapachem do którego powrzucano mnóstwo różnych “piękności”. Na pewno nie jest to tak, że na powrzucaniu się skończyło. Składniki ślisko przesuwają się między sobą. Zgrzyty są niewyczuwalne. Dziwnym trafem L`homme sage przypomina dobre Frapiny. Ten sam drzewny i słodki duch. Ten sam ogień, ciepło. Różnica jest trochę głębiej, bo o ile kompozycje wytwórcy koniaków wytwarzały aurę bezpieczeństwa, o tyle konik Divine pędzi po wysoce niestabilnym podłożu.
Na początku w nos rzucone zostają słodkie cytrusy. Cytrusy pełne, dojrzewające, ciepłe, ciężkie, obrywające się z drzewa. Na myśl przychodzi dorodna pomarańcza otoczona mandarynkami. A wszystko bez cienia kwasu. Sama upojna słodycz i lepkość. Bez wątpienia perfumiarzom Divine ta część się udała.
Dalej jest zdecydowanie gorzej. Szafran, kardamon i kadzidło splecione dość luźno tworzą obraz niezdecydowania. Ciekaw jestem jakie konkretnie kadzidło zostało użyte tutaj? Sądząc po ciężkości i lenistwie kompozycji stawiam na labdanum, co w połączeniu z mdłą ambrą dało efekt taki jaki dało. L`homme sage zaczyna wiać szyprem, i o zgrozo niezbyt wyszukaną kolońską nutą. Składniki zaczynają wariować i gdyby nie mocno ambrowa baza wszystko się by rozleciało.
Ten kardamon później jeszcze leci do nosa, wybija się z tłukącego tłumu. Bierze ze sobą jakąś świeżakowatą nutę. A w dole wszystko ledwie się trzyma, wzbijając jakiś organiczny kurz w powietrze. Co dziwne, nie czuć w L`homme sage zgrzytów. Chaos jest dopracowany, doszlifowany. Może tak miało być?
Miało, nie miało- jestem na nie…
Nuty: mandarynka, liczi, szafran, drzewo sandałowe, drzewo cedrowe, drzewo dębowe, mech dębowy, kadzidło, paczula, ambra, kardamon, mech dębowy, nieśmiertelnik
Rok powstania: 2006
Twórca: Yann Vasnier