Bezsprzecznie wyjątkowa i niepowtarzalna. Zupełnie inna od innych różanych wariacji, a przy tym nie traci Mille et Une Roses swojego charakteru. Bardzo często jesteśmy w stanie wskazać, że coś leży pomiędzy jednym zapachem a drugim lub „że jest wzmocnioną/osłabioną wersją” czegoś innego. Fenomen tej kompozycji polega na tym, że tutaj skojarzeń nie ma zbyt dużo. Na upartego można powiedzieć, że gdzieś tam od spodu kołacze coś z Le Pot Aux Roses Aignan, ale to bardzo luźne skojarzenie. W 2000 roku wyszła jako edycja limitowana, ale powróciła do oferty Lancome w kolekcji „La Collection”. Pierwotnie nazywała się 2000 et Une Roses, ale „mille” to z francuskiego tysiąc.

A przechodzą już do samego zapachu, nie można nie wspomnieć o miękiej pudrowości, ale kroczącej lekko i melodyjnie, która jest zaprzeczeniem stylu retro. Mille et Une Roses to zapach podbity piżmem i właśnie ten mariaż róży zapewnia taką melodię. To piżmo białe, mączne, ale bardzo lekkie. Czas okazuje się działać na korzyść tego duetu, bo na początku główne skrzypce mają w dłoniach ciepłe, niemal organiczne nuty wanilii i ambry. Te dwa składniki bardzo często są stosowne razem, aby ocieplić kompozycję i właśnie w tych perfumach sprawdziły się wyśmienicie.

Cechą, która pozwala upatrywać w Mille et Une Roses jednego z różanych liderów jest jego złocista „miodowość”. Zapach zdaje się lać między palcami, iskrząc słonecznymi promykami. Niemal małe ogniki zaczynają się pojawiać, ale dosłownie zawsze kompozycja nie traci stylu. Jest świetnie zbalansowana i naprawdę czuć tu perfumiarskie zacięcie.
Patrząc całościowo nie można zapomnieć, że Christine Nagel ma boski dar rozumienia róży. Bawi się czerwonym kwiatem tworząc rzeczy odkrywcze, całkowicie nieprzewidywalne, ale zawsze perfekcyjne. To nie zbieg okoliczności, że z spod jej nozdrzy wychodzą róże uznawane za kamienie milowe w tej dziedzinie.
Nuty: róża, wanilia, ambra, piżmo
Ocena ogólna: 8/10
Rok powstania:1999
Twórca: Christine Nagel