O tym, że kiedyś traktowano je jak złoto pisać nie muszę, bo taki sam status miało kadzidło, olejek różany, ambra i połowa innych przypraw. Dziś dość często mylone są z kwiatem o innym zapachu. Pamiętajmy więc, że goździki jako przyprawa oznaczane są jako „clove”, w przeciwieństwie do kwiatu („carnation”). Sprawa z goździkami jest ciekawa, bo podobno był to najbardziej przewartościowany (to jest złe słowo, ale zabrakło mi innego) towar w historii ludzkości. Za kwintal goździków na Molukach płacono niespełna pół dukata, kiedy w Londynie taka sama ilość potrafiła kosztować nawet 500 dukatów. Przebitka o tysiąc razy, choć trzeba brać pod uwagę, że kawał świata i to nieprzyjaznego dla Europejczyków dzielił Wyspy Moluckie od kolebki. Zajęcie jak widać opłacalne było do tego stopnia, że Portugalczycy, a później Holendrzy zdecydowali o ograniczeniu uprawy goździkowca. Złoto szło im tym sposobem strumieniami, ale nagle w XVIII wieku (czyli późno jak by nie patrzeć) Francuzi zagrabili sadzonki i roznieśli roślinę na cały świat. Goździkowiec zagościł w Afryce, Ameryce Północnej i Południowej…


A teraz przejdźmy do interesujących nas kwestii. Wysuszone goździki, będące pąkami kwiatowymi, charakteryzują się ciemnobrunatną barwą, korzennym zapachem i palącym smakiem. Wyglądem przypominają gwóźdź z zaokrągloną główką (tak samo jak goździk ogrodowy, ale zbieżność nazw jest całkowicie przypadkowa).

Do otrzymywania olejku służą uszkodzone lub mniej wartościowe goździki (te lepsze są palone… w indonezyjskich papierosach, które pochłaniają 65% światowej produkcji tej przyprawy). Tak czy kwak, do dziś dnia za najlepsze i najbardziej trendy są uznawane goździki z Moluków. Całkowita produkcja olejku z goździków na świecie oscyluje w granicach 60 ton. Ten niesamowity płyn ma jedną, wielce nietypową właściwość. Otóż jest cięższy od wody, a to rzadkość w pachnącym świecie (średnia gęstość około 1,05g/cm3). Nie będę zanudzał danymi chemicznymi, ale każdy szanujący się znawca perfum powinien wiedzieć, że głównym składnikiem tegoż olejku jest eugenol i octan eugenylu. Znaczny wkład w zapach ma również wanilina a kariofilen nadaje charakterystyczny drzewny-ciemnozielony ton. Ogólnie rzecz biorąc olejki znacznie różnią się składem w zależności od dni suszenia, pory zbioru, miejsca pochodzenia i paru innych rzeczy.

Ryc. Eugenol
Wobec 60 ton olejku z goździków, 2000 ton z liści goździkowca robi kolosalną różnicę. Zapach jest jednak podobny i to głównie olejek z liści jest używany w perfumach (choćby sławetny Cinnabar Estee Lauder z 1978 roku). Używane są również ekstrakty (absoluty) uzyskiwane za pomocą ciekłego CO2 i alkoholi. W ten drugi sposób powstał Clove Absolute, najmłodsze dziecię marki Washington Tremlett.

Clove Absolute jest goździkowy do szpiku kości, do każdego jądra każdej komórki. Ta goździkowość wpisana jest w podwójną helisę DNA, przeszywa każde mitochondrium, każdy aparat Golgiego. Początek ubrany został uniesiony za sprawą delikatnej cytryny, ale w kilka chwil po odparowaniu alkoholu i ta nuta niknie. Zaczyna się bogactwo monotematycznego goździka. Fenomen tej kompozycji polega na tym złudnym wrażeniu jednego wątku i pozornej prostoty. Ot, ktoś wlał litr absolutu z goździków, dodał losowe krople różnych ingrediencji i myśli, że świeci.



Dla łowców kadzidła splecionego z różą to idealne miejsce na polowanie. Clove Absolute między zwojami eugenolu ukrył żywiczne tchnienia czerwieni, którą jednak łatwo przeoczyć. Później olibanum wraca raz jeszcze niosą wrażenie metaliczności splecione z piżmem. A aromat palonych goździków trwa i trwa niezmieniony. Zawsze stanowi przynajmniej 90% ogólnego wrażenia węchowego. Ostatnie szlify nadaje wanilia, której obecność jest niezaprzeczalna, bo jako jedyny składni potrafi osiągnąć około 15- 20% udział w końcowej fazie ekspresji nut.
Porównania do Kenzo Jungle powinny być automatyczne, ale nie podejmę się tego zabiegu. Słoń jest znacznie bardziej skomplikowany, zawiera więcej składników, i wobec tego nijak da się porównać do kierunkowego Clove Absolute. Tak czy inaczej, dzieło Washington Tremlett jest najwybitniejszym osiągnięcie w kwestii goździka i zamknięcia jego natury w butelce- tandetnej butelce, ale w tej kwestii więcej nic nie powiem.
Nuty: goźdźiki, wanilia, piżmo, olibanum, labdanum, heliotrop, cytryna, paczula, róża
Ocena ogólna: 9/10
Rok powstania: 2009
Twórca: b.d.
Zapach niedostępny w Polsce.